środa, 27 kwietnia 2016

Krakowiacy i Górale - praca nad spektaklem


Pół roku po premierze "Rozterek Miłosnych", prezentuję Wam fragment spektaklu i kilka zdjęć dokumentujących produkcję. Najpierw jednak kilka informacji o całym wydarzenia.
Spektakl powstał na motywach "Krakowiaków i Górali" Wojciecha Bogusławskiego dzięki adaptacji i reżyserii Małgorzaty Zajączkowskiej. Był jednym z elementów hucznie obchodzonej 250 rocznicy Teatru Narodowego, zorganizowanym przez Dział Projektów Edukacyjnych Opery Narodowej. Z tego względu, na scenie Opery pojawili się amatorscy, młodzi aktorzy, chórzyści i orkiestra, którzy mimo małego doświadczenia doskonale sobie poradzili i sama byłam zaskoczona wysokim poziomem jaki zaprezentowali na premierze. Wcześniej w trakcie prób obserwowałam, jak szybko robili postępy zaczynając od amatorskich występów w stylu szkolnych apelów, a kończąc na wspaniale zbudowanych postaciach i bardzo ekspresyjnej grze. Całości dopełniała przepiekna muzyka, napisana na nowo przez Jana Stokłosę i Zuzannę Falkowska, która była również dyrygentem. Cudowną reżyserię światła, której niestety nie widać w pełnej okazałości na nagraniu wideo stworzył Prot Jarnuszkiewicz.

Prototyp wzoru malowanego na spódnicach krakowianek zaczerpnięty z małopolskich, lufowych obrazków na szkle. 

Praca nad spektaklem była prawdziwym wyzwaniem. Zaczęło się od wizjonerskich projektów i marzeń o wielkiej premierze. Raptem po rozpoczęciu pracy, okazało się, że warunki pracy będą bardzo trudne i prowizoryczne. Pracownie operowe, zajęte innymi produkcjami nie mogły zająć się naszym eventem. Stanęłam więc przed karkołomnym zadaniem zrealizowania wszystkiego we własnym zakresie i to z niewielkim budżetem. Warto dodać, że na scenie było aż 250 aktorów (łącznie ze statystami) i dla każdego musiałam stworzyć kostium, oraz scenografię spektaklu mając do dyspozycji kwotę nie wiele wyższą niż wydałam na mój projekt dyplomowy, w którym było jedynie 6 kostiumów. O szyciu własnymi rękami takiej ilości strojów nie było mowy. Pozbawiona koordynatora, miała na głowie tyle obowiązków, że musiałam stworzyć własną pracownię, korzystając z umiejętności rodziny i znajomych. W skład zespołu tworzącego kostiumy weszli:

moja wspaniała mama - Magdalena Nurzyńska - autorka 80 spódnic! kostiumu księdza, chust podwijek, 1200 malowanych ręcznie na tkaninach kwiatów i kilkudziesięciu ręcznie wykonanych ozdób do czepca weselnego.

pani Anna - krawcowa - autorka 20 koszul, kilkunastu spodni góralskich i cuch, oraz 30 kaftanów i serdaków ludowych

Agnieszka Mazur - autorka dziesiątek rogatywek

Marcelina Jarnuszkiewicz - autorka dziesiątek wianków oraz setek chwostów.

Magdalena Penther - autorka około 30 malowanych, wielkich kwiatów na spódnicach. 

pan z Zakopanego - wykonał dla nas ręcznie prawie sto par skórzanych kierpców.


cudowna "Dorota", a w tle postaci innych Krakowianek


"Dorota" i "Ksiądz" na tle dekoracji.

Mając taki zespół, mogłam zająć się całą masą innych spraw: planowaniem, zaopatrzeniem w kilkunastu hurtowniach w okolicach Warszawy, do których kilkakrotnie wracałam uzupełniając zapasy na bieżąco, kontrolą poczynań moich wykonawców, tworzeniem dla nich prototypów każdej niemal rzeczy, robieniem kosztorysów, uzgadnianiem umów, buszowaniem w magazynach teatralnych i tworzeniem scenografii. Nie mając koordynatora byłam zdana niemal tylko na siebie i gdyby nie nieoceniona pomoc Anny Wrzesińskiej z działu Projektów Edukacyjnych, to pewnie sto razy odbiłabym się od muru i nic nie załatwiła, ponieważ procedury pracy w operze, są tak złożone jak układ jej korytarzy. I tak opóźnienia dawały mi się we znaki, powodując ciągły stres i poczucie zmagania się z niemożliwym.

Marcelina Jarnuszkiewicz tworzy "dzikie" wianki Góralek

Największe problemy wiązały się ze scenografią, której wielkość i wymagania techniczne sprawiły, że oczywiście nie mogłam zrobić jej sama. Problem z udostępnianiem pracowni operowych, wymusił na mnie w tym wypadku rezygnacją z ponad połowy dekoracji, która pierwotnie miała być bardziej przestrzenna, wieloplanowa i ciekawsza pod względem strukturalnym. Z braku możliwości zgodziłam się na płaski horyzont wycięty z dykty, który jest jedynie smutną namiastka pierwotnego planu. W dodatku musiałam sama wszystko pomalować farbami. Gdyby nie pomoc Anny Wrzesińskiej, nie wiem czy dałabym radę to zrobić i jak długo by się to ciągnęło. Nawet z tą pomocą, malowałam dekorację 2 tygodnie po wiele godzin. Była to okropnie ciężka praca, z bolącym kręgosłupem, spuchniętymi nogami i śmierdzącymi farbami. Kiedy się skończyła, poczułam niesamowitą ulgę, troche tak jak po skończonej sesji na ASP, kiedy całymi tygodniami bez snu, łykając tabletki z kofeiną, jak zombie szyłam, rysowałam i kleiłam makiety. 

Poniżej zdjęcia wykonane z wysokiej galerii na tzw. "małej malarni" opery, na których widać dwie mrówki - mnie i Anię malujące dekorację w formie szopki krakowskiej inspirowanej malarstwem Nikifora, ale w złocistych kolorach. 



Pracując tak intensywnie, spędziłam w operze kilka miesięcy codziennie będąc w jej budynku, w pracowni któregoś z wykonawców, lub hurtowniach. Możecie mi wierzyć, że co wieczór wracałam obolała jak z kamieniołomów. Najmilsze chwile jak zwykle spędzałam rozmawiając z rzemieślnikami pracowni operowych. Chociaż tym razem nie mogłam z nich korzystać, to panie z pracowni kwiatów, bardzo pomogły mi w tworzeniu czepca weselnego. Atmosfera w tych pracowniach jest niezrównana. Nie potrafię jej opisać, ale czuję się tam zawsze jak w domu i trochę jakbym się cofnęła do czasów dzieciństwa. Poniżej na zdjęciu siedzę właśnie w pracowni kwiatów i tworzę właśnie górne piętro czepca.


Część ozdób kupiliśmy w hurtowniach, a część - te najpiękniejsze wykonała moja mama. Inspiracja były czepce weselne, które widziałam kiedyś w muzeum etnograficznym, jako mała dziewczynka. Juz wtedy zachwyciłam się ni tylko ich bogactwem, ale również ich przypadkową i wypłowiałą ze starości kolorystyką, prymitywizmem w postrzeganiu piękna i dziwacznym klimatem świata i epoki, który już przeminął. Pragnąc powtórzyć tą estetykę, posłużyłam się mdłą kolorystyką i szklanymi błyskotkami. W czepcu wbudowane były też światełka choinkowe.


Dziewięćsiły wykonane przez moją mamę, były najpiękniejsze. Co prawda ginęły trochę w gąszczu ozdób, ale muszę to kiedyś powtórzyć tak, żeby je bardziej wyeksponować. 


A tu kilka zdjęć z próby w czepcu (jeszcze bez pełnego kostiumu) W efekcie czepiec miał trzy piętra, a każde kręciło się w inną stronę dzięki długim szarfom (każda 7 metrów!), za które pociągały panny krakowskie w trakcie obrzędu oczepin. Pomysł był taki, żeby upodobnić pannę młodą do wiejskiej kapliczki, ale też nawiązać do procesji Bożego Ciała. W ten sposób ufało sie osiągnąć piękno i swoisty klimat ludowej estetyki. szarfy, po rozłożeniu na całą długość, zapełniały scenę i tworzyły dekorację weselną. Cały ślub i oczepiny możecie zobaczyć w filmiku u góry posta. To jedna z najbardziej udanych scen, a dla mnie - kostiumografa - najbardziej reprezentacyjna w całym tym spektaklu. 




Kiedy już wydawało się, że prawie wszystko jest gotowe, dosłownie dwa tygodnie (albo krócej) przed premierą, okazało się, że dotąd nie skontaktowano mnie z aż 60 osobami z chóru, które miały być statystami na scenie. To znaczy, że brakowało mi aż 60 kostiumów, a czasu było tak mało! Ta beznadziejna organizacja i brak pomocy ze strony organizatorów, o mało nie wpędził mnie do grobu. Przed premierą byłam już wykończona psychicznie i fizycznie, a konieczność godzenia się na ciągłe kompromisty sprawiła, że była w gruncie rzeczy nie zadowolona z efektu. Co prawda premiera wypadła fantastycznie i nikt nawet nie domyślił się, jak wiele spośród moich planów upadło mimo tak wielkiego wysiłku i jak bardzo musiałam stawać na rzęsach, żeby sprostać nawet kat podstawowemu zadaniu - żeby każdy miał pełny kostium. Ostatecznie, dzięki Boskiej pomocy i prawdziwemu cudowi udało mi się doprowadzić wszystko do końca. 250 osób miało kostiumy razem z akcesoriami, nie brakło żadnego rekwizytu, wielka dekoracja została pomalowana i prezentowała się bardzo dobrze, po mino, że na moim wydziale ze scenografii dostałabym pałę za jeden płaski horyzont w tle. Udało się też - co bardzo ważne stworzyc z tłumu aktorów i statystów, przepiękne plamy kolorystyczne na scenie - na czym mi bardzo zależało. Wybaczcie, że nie mam więcej zdjęć dokumentujących realizację, ale była wtedy tak zmęczona i zapracowana, że nie miałam juz sił myśleć o fotografowaniu. A resztę oceńcie sami świeżym i niezależnym okiem w nagraniu z całego spektaklu:

https://www.youtube.com/watch?v=DspZ_UdjQWU&index=5&list=PLrYnRTwwRp_sRGfFmRfAzOjlguawmvJ0l


poniedziałek, 25 kwietnia 2016

WEEKENDOWE WARSZTATY HAFTU W WARSZAWIE


Zapraszam na weekendową edycję warsztatów HAFTU ARTYSTYCZNEGO w MSKPU, prowadzonych przez Annę Nurzyńską - Dziemską. Dwa weekendy w maju, to bardzo intensywny kurs dla tych, którzy są zapracowani przez cały tydzień oraz dla gości spoza Warszawy. 

4 spotkania po 4,5 godziny każde

7 i 8 maja, oraz 21 i 22 maja

cena 350 zł

w cenie 18 godzin warsztatów ( w tym wykłady ze slajdami), niezbędne materiały do haftu i obszerne skrypty.

ZAPISY http://mskpu.pl/kontakt/

Program warsztatów:

sobota 7 maja - 4,5 godz

1. Krótki wykład, a w nim historia haftu w zarysie, wraz z omówieniem haftów stosowanych we współczesnej modzie - 40min
2. Część praktyczna - nauka podstawowych ściegów - 2 godz
3. Omówienie haftów metalowych - techniki podstawowe, haft metalowy na podkładach, haft or nue i technika złotego tła. - 1 godz
4. Część praktyczna - nauka podstawowych technik haftu metalowego - 1,5 godz.

niedziela 8 maja - 4,5 godz

1. Część praktyczna - kontynuacja nauki technik haftu metalowego, a dla chętnych również techniki zaawansowane - 2 godz.
2. Krótki wykład na temat haftów na męskich ubiorach w XVIII wieku - 40 min
3. Część praktyczna - nauka technik haftu płaskiego na przykładzie motywów z ubiorów męskich w XVIII wieku - 2 godz.

sobota 21 maja - 4,5 godz

1. Wykład na temat haftów w średniowieczu i epoce elżbietańskiej - 1,5 godz
2. Część praktyczna - haft chorągiewny, haft dziergany i galonowy, oraz acupictura, czyli haft cieniowany - 3 godz.

niedziela 22 maja 4,5 godz

1. Część praktyczna - kontynuacja pracy nad haftem cieniowanym - 1,5 godz.
2. Krótki wykład na temat technik haftu białego - 1 godz.
3. Część praktyczna - nauka ściegów w technikach opus teutonicum, pikowanie włoskie - czyli hafty białe - 2 godz.




środa, 20 kwietnia 2016

CZYTANIE ZE ZROZUMIENIEM #4 Tumany pudru i konsekwencja dla sztuki gestu!



W tym odcinku zwracam uwagę na mało znane ciekawostki związane ze zwyczajem pudrowania włosów i twarzy w XVII i XVIII wieku, oraz ich ciekawy wpływ na sztukę "reżyserii ciała" wśród elitarnych środowisk epoki. 

cytowane teksty:

Georges Vigarello "Czystość i Brud - Higiena ciała od średniowiecza do XX wieku"

Sebastian Mercier "Obraz Paryża"

linki do wspominanych artykułów:

1. Obrazy Johna Russela:
http://fashion-hi-story.blogspot.com/2014/11/john-russel-tumany-pudru.html

2. Sztuka posługiwania się wachlarzem i sztuka gestu:
http://fashion-hi-story.blogspot.com/2012/08/gest-wachlarzem.html


http://fashion-hi-story.blogspot.com/2012/11/rezyseria-ciaa-symbolika-gestu.html

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

NICI METALOWE HAFTU (i nie tylko) gdzie, co kupować? - poradnik cz.1

Jak wiecie, dawno temu napisałam posta, w którym radziłam Wam gdzie i jak pozyskać nici metalowe lub metalizowane. Od tamtej pory poznałam wiele nowych źródeł i czas zaktualizować mój poradnik. Oczywiście, na pewno jest jeszcze wiele miejsc, gdzie można kopic takie materiały, o których nic nie wiem, także ten post nie jest wyczerpujący, to po prostu mój subiektywny przewodnik. Dzisiaj skupiam się przede wszystkim na polskim internecie, a w kolejnym odcinku, pokażę wam również źródła tych materiałów na ebay.

Obecnie pozyskiwanie odpowiednich przyborów do haftu jest utrudnione. O ile m i wiadomo, w Polsce brakuje nici, blaszek ect. wykonanych z jedwabiu i metalu, lub są rzadko spotykane i w małym wyborze. Jednak mamy do dyspozycji nieco nici metalizowanych, czyli sztucznych. Niektóre z nich są dobrej jakości. 
Wybierając sztuczne - metalizowane nici pamiętajcie, żeby nie były zbyt cienkie. Niestety twe cienkie nici są szeroko dostępne i służą do haftu maszynowego, dlatego mogą  łatwo zmylić osobę początkującą. Pamiętajcie jednak, że zbyt cienkie nici utrudniają pracę, czynią ja bardzo żmudną, co nie przekłada się na efekt, a poza tym wymagają dobrania do nich szalenie cienkich nici bawełnianych lub jedwabnych (do przyłapywania), które trudno znaleźć i które się plączą przy pracy. Odpowiednia nic metalizowana powinna mieć przynajmniej 0,5 mm grubości a najlepiej więcej. Dopiero taka grubość nadaje jej plastykę zbliżona do nici z prawdziwego metalu. I tak jednak musimy liczyć się z tym, że te sztuczne będą zawsze bardziej gumowate, a te prawdziwe, bardziej łamliwe (łamliwość jest zdecydowanie zaletą)

Polecam kilka miejsc gdzie można nabyć odpowiednie materiały:

1. Sklepy dla wędkarzy łowiących na muchę. To zabawne, ale na prawdę w tych sklepach można kupić materiały do haftu. Są to wysokiej jakości, tradycyjne, z prawdziwego metalu lamety (blaszki), nici i bajorki produkcji angielskiej, francuskiej i indyjskiej.

- Sklep fishing mart oferuje materiały naturalne i sztuczne. Wada jest to, że minimalna wartość zamówienia to 50zł, więc nie można zamówić pojedynczej szpulki na próbę. 

Z tej oferty polecam najbardziej polecam produkt UNI FRENCH OVAL - jest to gruba nić owinięta blaszką metalową i rozpłaszczona, w efekcie czego powstaje coś zbliżonego do blaszki, ale z bardziej owalnym przekrojem i przede wszystkim z faktura nici metalowej, czyli z charakterystycznymi pęknięciami. Nici te występują w różnych szerokościach, ale najbardziej wartościowa jest ta, w kolorze "pewter":


Ma unikatowy, lekko spatynowany, elegancki kolor. Cena jest śmieszna, tylko 9zł. Takie nici vintage na aukcjach kosztują po kilkadziesiąt dolarów.

W tym sklepie jest jeszcze jedna ciekawa rzecz, której jednak nie widziałam na własne oczy, a mianowicie blaszka (lameta) ołowiana, która może dać ciekawy efekt "starego haftu", zwłaszcza, że ołów jest miękki i można z nim łatwo pracować. 


- Kolejny sklep dla wędkarzy to strona pana Bogdana Gawlika:
Tu już można zamawiać pojedyncze rzeczy i mamy większy wybór produktów przydatnych do haftu. Ponad to te produkty są już sprawdzone i mogę je z czystym sumieniem polecać. 

Bardzo fajny jest zestaw mini szpulek, który nadaje się do małych motywów. Mamy w nim do dyspozycji cieniutkie druciki, blaszki zwykłe metalowe i takie z fakturą, lamety owalne, czyli te spłaszczone nici metalowe. Cena znów śmiesznie niska:

W sklepie dostępne są też lamety owalne. Nie polecam tych Danville Oval Tissel. natomiast bardzo dobre są Uni French Oval dostępne w kolorze złotym, srebrnym i miedzianym, a każdy kolor w róznych szerokościach:




Poza tym Uni Micro Tinsel - nici metalowe lu metalizowane (na stronie nie ma informacji) produkcji japońskiej, w bardzo bogatej palecie kolorów, kilka przykładów:



Spośród dostępnych w tym sklepie zwykłych, płaskich blaszek są Uni French Embosed - blaszki z fakturą kropeczek, oraz te w mini zestawie. Niestety inne sa dwustronne. Maja różne kolory z prawej i lewej strony, więc  nie nadają się do tradycyjnego haftu. 


W Sklepie Bogdana Gawlika jest też prawdziwa niespodzianka - nici szenilowe, unikatowe na rynku, dostępne tu w wielkim wyborze kolorów i szerokości. Również w tym przypadku ceny sa zdumiewająco niskie.


Polecam odwiedzić również zakładkę "nici wiodące"
Jest tam bogactwo nici jedwabnych, wiskozowych i innych naśladujących jedwab. Niestety tych nie próbowałam i nie widziałam ich na żywo, nie mogę więc ręczyć, które z nich są faktyczne dobrej jakości i zdatne do haftu. Cena jednak jest zachęcająca!

Więcej możecie poszukać sami wpisując w google hasła podobne do "lamety materiały muchowe"

2. Coraz więcej pasmanterii ma ciekawą ofertę dla osób haftujących tradycyjnymi technikami. Ostatnio bardzo pozytywnie zaskoczył mnie sklep Kreatywny Świat

Maja tam olbrzymi wybór bajorków! Zwłaszcza bajorki francuskie, skręcane:



Maja tez blaszki. Według opisu sa metalizowane, czyli sprzedawca sugeruje, że sztuczne, ale nie ma składu. Więc może okazać się, że są jednak metalowe, ponieważ określenie "metalizowane" często jest stosowane nieprawidłowo. Niska cena zachęta do eksperymentowania:



I na koniec prawdziwa rzadkość! Karbowane nici metalizowane!
- Na syrtonie pasmanterii Stoklasa, znajdziecie z kolei bardzo dobre nici sztuczne, metalizowane, w kolorze bladego złota. Nici już wypróbowałam i ręczę, że mają dobra plastyczność i grubość i świetnie wyglądają. Uwaga! Nie ma ich polskich sklepach (przynajmniej w Warszawie i na allegro) są inne, podobne, ale o wiele cieńsze i to nie te!




- tradycyjnie i po raz kolejny polecam również nici z allegro od sprzedawcy "fuksik". To były jedne z pierwszych na polskim rynku nici tego typu i moje pierwsze również ;) Jeżeli link będzie juz nieaktywny, to wpiszcie na allegro "fuksik nici" i znajdziecie. 





środa, 6 kwietnia 2016

CZYTANIE ZE ZROZUMIENIEM #3 - Wychowanie i wykształcenie panien w paryskim klasztorze w II poł XVIII wieku



Zapraszam na kolejny odcinek, którym prezentuję postać Apolonii Heleny Masalskiej, polskiej arystokratki, która zdobywała wykształcenie za murami paryskiego klasztoru wraz z francuskimi szlachciankami w II połowie XVIII wieku. Jej dramatyczne, przejmujące losy, stanwią świadectwo tych niezwykłych czasów, a tekże fascynującej mentalności, tak odległej od współczesnośći ;)

Omawiany tekst "Pamiętniki pensjonarki. Zapiski z czasów edukacji w Paryżu (1771-1779)" Apolonia Helena Masalska

Poważniejsze teksty na temat wychowania i wykształcenia kobiet w XVII i XVIII wieku, publikowałam na blogu jakiś czas temu i zapraszam do czytania:

http://fashion-hi-story.blogspot.com/2013/10/o-wychowaniu-kobiet-czesc-1.html

http://fashion-hi-story.blogspot.com/2013/11/o-wychowaniu-kobiet-w-xvii-i-xviii.html