Feminizacja
wyższych sfer (która z czasem, tj. dzięki wzbogaceniu mieszczaństwa
i powstaniu przemysłu modowego), ogarnęła również pozostałe
klasy społeczne, posunęła się do tego stopnia, że modny Francuz,
stał się synonimem zniewieściałości. Ponieważ zaś moda
francuska wiodła prym w Europie, w pozostałych krajach zjawisko to
również zaczęło dawać się we znaki, mimo licznych buntów
moralizatorów i mnożących się satyr. Owa zniewieściałość
objawiała się na pierwszy rzut oka w stroju, fryzurze, a nawet
makijażu stosowanym przez mężczyzn. Drugim elementem były ruchy i
gesty, upodabniające ich, jak pisał Władysław Tomkiewicz – do
baletmistrzów. Dodajmy do tego próżniaczy styl życia, beztroskę
i kwiecistą, ale pustą mowę, a zyskamy pełny obraz modnego
galanta, wychowanego na salonie, który jest niczym porcelanowa
figura w gablotce, wpływowej pani. Zaniepokojeni, naoczni
obserwatorzy takiej kondycji męskości, nie przebierali w słowach i
wprost nazywali Francuzów pół kobietami, jednak te głosy
oburzenia i krytyki obudziły się zbyt późno. W rozdziale o
ubiorze męskim, pisałam o tym, jak kardynał Richelieu rozpoznał
tę sytuację już w zarodku, ale zamiast ją stłumić, jeszcze
bardziej ją podsycał, po to, by kilkadziesiąt lat później
przysłużyła się ona Ludwikowi XIV. Kulturowa kastracja mężczyzn
z wysokich rodów, dyskwalifikowała ich jako rywali w stosunku do
króla, który był uosobieniem męstwa i nazywał siebie Apollem.
Trudno się więc dziwić, że po śmierci tego władcy, trudno było
o odpowiedniego następcę i odpowiednią klasę rządzących.
I piękne i przerażające... sama idea eleganta XVIII wiecznego, jeśli nawet nieco zniewieściałego jest intrygująca dla mnie, pociągająca wręcz, ale co do kastracji - to przerażające. Świetny artykuł, dziękuję Pani
OdpowiedzUsuń