Jak
widac na przykładzie madame de Pompadour, umiejętności jakich
oczekiwano od kobiet z elit w tym okresie, można podsumować wspólnym
manem: salonowych. Należały one do domeny piękna i miały one za
zadanie jego pomnażanie; natomiast przedmioty ścisłe w dalszym
ciągu zarezerwowane były dla mężczyzn.
Lekceważenie
umiejętności salonowych byłoby jednak błędem. Nie chodziło tu
wszakże o umiejętność eleganckiego flirtu, czy o jakies mizdżenie
się. W rzeczywistości była to skomplikowana sztuka o bardzo szerokim
zakresie, którego część omówiłam na przykładzie wykształcenia
madame de Pompadour. Jednak niektóre jej elementy są nam wyjątkowo
odległe, lub wręcz zostały zapomniane wraz z upływem czasu i
przemianami kulturowymi jakie dzielą nas od XVIII wieku.
Najciekawszymi według mnie elementami tej zapomnianej kultury
salonowej była sztuka gestu i konwersacji, które warto omówić po
krótce.
Konwersacja
salonowa w czasach madame de Ramouillet, od początku była rodzajem
programu mającego na celu rozwój nowożytnej francuszczyzny i
pobudzenie kultury rozmowy wśród arystokracji. Jako taka, była
więc czymś niezwykle przemyślanym i badanym, oraz stale
reformowanym, a w efekcie także włączono ją do nurtu retoryki
starożytnej, nadając jej tym samym prestiż i wysoką rangę
literacko – oratorską. Z tego względu konwersacja salonowa była
w swych początkach niezwykle sztywną sztuką, przypominającą
wczesną operę w której dwuch śpiewaków stało nieruchomo i
wymieniało się ariami. W salonie pani de Rambouillet, zbierało się
towarzystwo, które uprzednio zapoznało sie z nowym tekstem
literackim. Autor dzieła odczytywał je publicznie, lub – jeżeli
było długie, odczytywał je fragmentarycznie. Następnie gdy
skończył, następowała seria monologów ze strony słuchaczy, a
były to wcześniej już przygotowane wypowiedzi o charakterze
krytycznym i komentatorskim do wysłuchanego dzieła.
Następny
etap tego zjawiska przypada na wiek XVIII. Styl rokoko, zmienił
charakter konwersacji. Na paryskich salonach, szybkie i błyskotliwe
riposty, zastapiły barokowe monologi. Miniatury klawesynowe,
zastąpiły pompatyczne i długie kompozycje muzyczne. Buduar
zastąpił salę audiencyjną. Nie tylko z resztą tematy, ale nawet
kompozycje wypowiedzi się zmieniły. W dawnych salonach pani de
Sevigne, de Rambouillet, czy de Scudery, autor czytał swe dzieło
literackie, a potem następowała grupa monologów – popisów
oratorskich które stanowiły wcześniej przygotowane recenzje i
krytyki tych dzieł. Teraz zrezygnowano również i z tej sztywności,
bardziej popularna stała się swobodna rozmowa, dyskusja wielu osób
o charakterze spontanicznym, a przede wszystkim bardzo dynamiczna.
Krótkie wypowiedzi, błyskotliwe riposty, dowcipne i celne uwagi.
Kto nie miał wystarczająco dużo refleksu, inteligencji i
wytworności, nie mógł nadążyć za tą wyrafinowaną sztuką
konwersacji. Stało się to tak ważne, że nie możliwym było, aby
ktokolwiek wszedł do eleganckiego towarzystwa nie posiąwszy arkanów tej umiejętności. Dlatego tak źle czuła się na
wersalskim dworze Maria Antonina bez wykształcenia, inteligencji i
zdolności skupienia się na słowach rozmówcy.
Szermierka
słowna, w której krasomówstwo, dowcip i przyjemność, ograniczyły celowość i praktyczne zastosowanie wypowiedzi do minimum. Rozmowy
salonowe były z resztą nie tylko pod tym względem, niepewnym
gruntem, na który nie powinien wkraczać żaden początkujący
gracz. Kluczem do sukcesu, był głęboki dystans do siebie samego. W
najlepszym tonie było bowiem traktować wszystkie sprawy lekko,
niczego nie brać zupełnie na poważnie, a nawet drwina i złośliwość jeżeli tylko odpowiednio wyrażone, stanowiły
najmodniejszy styl rozmowy. Przejąć się czymś, lub obrazić,
oznaczało narażenie się na śmieszność, wypominaną potem przez
lata. Językiem konwersacji była często kpina i obrazoburstwo i to
już od czasów pani de Rambouillet.
Pan
von Grumbkow (...) to człowiek bardzo grzeczny, umiejący prowadzić
konwersację w sposób swobodny i dowcipny; odznaczając się
polorem, giętkim i ujmującym wdziękiem, podoba się zwłaszcza
dzięki swojej skłonności do bezlitosnych drwin, bardzo modnych w
naszych czasach.*
Margrabina
von Bayreuth Pamiętniki str. 31
W
modzie było śmiać się ze wszystkiego i niczego nie traktować poważnie. Myślenie o rzeczywistości było zbyt niepokojące i nadto
niebezpieczne.
Margaret
Crosland Madame de Pompadour str. 51
(...)
Rozmowy które lubili [Kondeusze] najbardziej, (...) były
szarmanckie i błyskotliwe, roztrząsające delikatność serca i
uczuć [...]. Błyszczały w nich, ich zdaniem, osoby pełne zalet i
godne szacunku; uważali natomiast za prostackich i śmiesznych,
wszystkich tych, którzy ośmielili się podjąć jakiś poważniejszy
wątek.
Benedetta
Craveri Złoty wiek konwersacji
str. 109
A
oto jak opisywano Athenais de Montespan, którą uznawano za osobę
wyjątkowej kultury i mistrzynię salonowego stylu:
Jak
większość osób dowcipnych, markiza potrafiła być okrutna, ale
jej złośliwość trwała na ogół tyle, co jeden wybuch smiechu,
mimo że jej dowcipy pozostawiały wiele ofiar. "Nie można było
bezkarnie pojawić się przed oczami madame de Montespan" –
powie o niej madame de Caylus
Benedetta
Craveri Kochanki i Królowe – władza kobieta str. 209
Salony
stawały się z czasem coraz bardziej dostępne dla mieszczan i to
nie tylko dla najznamienitszych literatów, myślicieli i artystów.
Panująca tam swoboda i poufały ton przy zróżnicowaniu klasowym
(markiza de Tancin nazywała swoich gości, małymi zwierzątkami –
swoją menażerią), wzbudzały liczne głosy krytyki. Działo się
tak również dlatego, że w samym założeniu salonowa konwersacja
była "sztuką dla sztuki", wyrafinowaną przyjemnością
odartą ze zgrzebnych szat praktycyzmu, rozrywka zaprojektowana
specjalnie dla osób bez zajęcia i jakby w służbie próżniactwa.
A także próżności, ponieważ niejednokrotnie podkreśla sie, że
wzorowa konwersacja jest przede wszystkim sztuką podobania sie i
przypodobania sie i służy pielęgnacji miłości własnej.
Upatrywano się w tym źródła zepsucia, również ze względu na
niechęć do poważnych refleksji i lekceważący ton. Na salonach
zabawa i zapomnienie, były naczelnym priorytetem, a największą
zmorą epoki była nuda – ennui. Markiza de Goeffrin była
wręcz "uczulona" na ludzi nudnych i smutnych i nie chciała
ich widzieć u siebie.
Pominąwszy
te wady i zarzuty moralizatorów, konwersacja wielkoświatowa,
pełniła w XVII i XVIII wieku niezwykle ważne funkcje. Począwszy
od wspomnianego już aspektu klasowego, poprzez modę, a skończywszy
na najbardziej żywej, dynamicznej i najsilniejszej opiniotwórczo –
instytucji literackiej i strażniczce pięknego języka.
Sztuka
konwersacji mimo swojej wielkiej złożoności, stanowiła jednak
tylko ułamek umiejętności wymaganych od damy; zwróćmy uwagę, że
na długiej iście talentów madame de Pompadour, konwersacja stanowi
tylko niepozorny punkt – jeden z wielu. Natomiast zwraca uwagę
inna wzmianka na temat jej wychowania:
Jeanne
Antoinette uczyła się stać, chodzić i tańczyć pod okiem
niejakiego Guibaudeta, o którym poza nazwiskiem nic nam nie wiadomo.
Margaret
Crossland Madame de Pompadour str.
35 Warszawa 2002
W
romantycznych wyobrażeniach dziewcząt z XIX wieku, oraz
współcześnie, bardzo często figuruje wyobrażenie o zapomnianej
sztuce gestu, o damach uczących się tańczyć w sukniach z długim
trenem i kłaniać w sztywnych gorsetach. Te sentymentalne tęsknoty
nie są jednak w całkowicie pozbawione zasadności, przeciwnie –
wydaje się, że sztuka gestu w drugiej połowie wieku XVII i w wieku
XVIII, była nie tylko istotnym elementem wychowania kobiet, ale
wręcz jej poziom i zakres, często przekraczają nasze wyobrażenia.
Aby
zdać sobie sprawę z powagi tej umiejętności, wystarczy zwrócić
uwagę na fakt, że arystokracja z zasady nie zajmowała się pracą
i z tego powodu, niejako jej członkowie nie wykonywali ruchów o
charakterze praktycznym, co miało sens sięgający tożsamości
klasowej. To wyróżnienie staje się bardziej wyraziste, gdy
skontrastujemy je z rzeczywistością ludu. Szereg ruchów, które
składają się na wykonywanie pracy przez rzemieślników, chłopów,
urzędników, wpływa również na prostotę i funkcjonalny sposób
poruszania się tych osób w czasie wolnym. Jest to zatem typowe dla
klas pracujących. Należało więc stworzyć styl ruchu, który
byłby przeciwstawny praktycyzmowi i mógłby stać się zasadą
poruszania się arystokracji, która podkreślałaby odrębność
klasową tej grupy. Taką właśnie funkcję spełniał gest, który
zarówno w środowisku dworskim, jak prywatnym i salonowym, był
nieodłącznym elementem kultury elit. Mowa tu o specjalnych gestach
wykonywanych rękami, czy głową, oraz pozach, czyli ułożeniu
całego ciała podczas stania, siadania, półleżenia. Miały one
charakter symboliczny i estetyczny, pozbawiony praktycznej celowości,
poza celebracją samego siebie i przynależności klasowej. Przy tym
nie były to gesty wymuszone, o których trzeba było stale pamiętać,
by je wykonywać i nie służyły do użytku okazjonalnego.
Przeciwnie, mimo swego wyrafinowania, miały być wykonywane
automatycznie, bez zastanowienia i przez cały czas. Nie sprawiało
to problemu osobom, które od dziecka uczone były reżyserii ciała,
a co za tym idzie świadomej animacji całej swojej sylwetki, co
rzecz jasna dotyczyło zwłaszcza kobiet z rodów szlacheckich. Nie
mniej jednak, mężczyźni nie byli całkowicie wyłączeni z tego
obowiązku i myśląc o tym, w jaki sposób się kłaniali,
pozdrawiali, operowali kapeluszem (który częściej trzymali w ręku
lub pod pachą niż na głowie), siadali itd. Możemy wyobrazić
sobie, że język gestów dotyczył ich w tym samym stopniu co
kobiety, lecz w inny sposób – właściwy dla ich płci.
Równouprawnienie w tym względzie ujawnia się zwłaszcza w
ekstremalnej formie arystokratycznej reżyserii ciała, jaką jest
taniec dworski. Menuet i inne tańce chodzone, są bowiem celowo
pozbawione dynamiki (cechującej taniec ludowy), by uwydatnić gesty,
które są ich cząstką podstawową. A zatem jest to szereg figur,
stanowiący najwyższą formę sztuki prezencji. Taniec taki
właściwie nie jest już rozrywką: nie ma w nim ani
spontaniczności, ani zabawy. Stał sie natomiast istotny rytuałem,
służącym celebracji gestu, jako jednego z najważniejszych elementów tożsamości klasowej. Przyjrzyjmy się rycinom z przełomu
XVII i XVIII wieku w tzw. stylu modnych postaci. Wydawano wówczas
kolekcje grafik (autorstwa Leclerca, Bonnarta, St. Jeana, Arnoulta,
Jollaina, Lepautre'a i innych nieznanych z nazwiska)
przedstawiających konkretne osoby z dworu królewskiego, orz
słynnych artystów scenicznych, ubranych zgodnie z najnowszą modą
i zatrzymanych w eleganckim geście. Pozy które przybierają
bohaterowie tych ilustracji, nie są jedynie wynikiem stylizacji
narzuconej przez artystę, nie są jedynie konwencją według której
przedstawiano zazwyczaj postaci w grafice czy malarstwie. Możemy
zaobserwować na nich rzeczywiste gesty i pozy, w bogatym zestawie,
który pozwala wyrobić sobie chociaż podstawowe pojęcie o
reżyserii ciała w tej epoce.
Przedłużeniem gestu i
tym co go uwydatniało był strój i akcesoria. Szczególne miejsce
wśród tych akcesoriów zajmowały wachlarze. Wykonane z lekkiej
kościanej konstrukcji, rzeźbione misternie w barokowe wzory i
ażury, a potem uzupełniane papierowym obrazkiem w kształcie
półkola z malarskimi scenami. Dama nie rozstawała się z
wachlarzem nigdy, bez względu na to, czy było duszno czy nie. Wbrew
pozorom czynność wachlowania się była całkowicie marginalna w
porównaniu ze zrytualizowanym językiem migowym z którym wiązało
się to narzędzie. Każdy ruch był odmierzony, każde drgnienie
miało swoje przesłanie. Z całą pewnością od XVI wieku w
przestrzeni dworskiej, gest wachlarzem nigdy nie był obojętny, nie
chodziło tylko o zasłanianie ust podczas przekazywania sekretów,
wachlowanie, czy kokieteryjne zachowanie. Historyczne teksty,
artykuły prasowe z XVII i XVIII wieku, oraz satyry jednoznacznie
wskazują no to, że język gestów wykonywanych wachlarzem był nie
tylko ściśle skodyfikowany, ale również dość uniwersalny na
europejskich dworach. Prawdopodobnie zwyczaj ten wywodzi się z
Hiszpanii, gdzie panowały surowe zasady moralne i wzajemna
kokieteria dworzan była niedopuszczalna, a przynajmniej nie w tak
otwarty sposób jak we Francji. Język migowy pozwalał porozumiewać
się dyskretnie i elegancko. Od XVII wieku, kultura dworska na
zachodzie Europy stawała się jednak coraz bardziej wysublimowana, a
język gestów coraz bardziej skomplikowany i sztuka porozumiewania
się za pomocą wachlarza stała się powszechna. Zmieniła wówczas
swój charakter: zamiast ukradkowo przekazywać zakazane informacje,
damy zaczęły władać tym narzędziem swobodnie i w bardzo szerokim
zakresie. Stało się to symbolem wyrafinowania, a nawet atrybutem
władzy.
Women
are armed with Fans as Men with Swords, and sometimes do more
Execution with them. To the end therefore that Ladies may be entire
Mistresses of the Weapon which they bear, I have erected an Academy
for the training up of young Women in the Exercise of the Fan,
according to the most fashionable Airs and Motions that are now
practis'd at Court. The Ladies who carry Fans under me are drawn up
twice a−day in my great Hall, where they are instructed in the Use
of
their
Arms, and exercised by the following Words of Command,
Handle
your Fans,
Unfurl
your fans.
Discharge
your Fans,
Ground
your Fans,
Recover
your Fans,
Flutter
your Fans.*
Joseph
Addison The
Spectator/Wednesday June 20.1711 nr. 102 str.
1:
Cytat z The Spectator
wskazuje na olbrzymią wagę jaką przywiązywano gestu wachlarzem,
wchodził on bowiem w skład całej palety umiejętności wymaganych
od młodej damy – sztuki poruszania się – reżyserii ciała. W
dalszym ciągu tego artykułu, autor opisuje przebieg edukacji.
Dowiadujemy się również, że oprócz gestów i pozycjonowania
wachlarza, znaczenie miał również dźwięk wydawany przy jego
otwieraniu. Młode panny uczył się, trzepotania, wibrowania, a nawet
otwierania ich z takim hałasem jak wystrzał z pistoletu. Różne
rodzaje dźwięków miały swoje nazwy:
There is the angry
Flutter, the modest Flutter, the timorous Flutter, the confused
Flutter, the merry Flutter, and the amorous Flutter.
Joseph
Addison The
Spectator/Wednesday June 20.1711 nr. 102 str.
2
Te
rodzaje dźwięków i ruchów miały być unaocznieniem emocjonalnego
stanu damy. Można po tym poznać nawet jej osobowość. Osobnego
treningu wymagał czynność odkładania wachlarza w elegancki sposób,
kiedy przeszkadzał w wykonywaniu rozmaitych czynności, np. Grze w
karty, lub poprawianiu fryzury.
Sztuka posługiwania się
wachlarzem była w XVII i XVIII wieku traktowania niezwykle poważnie,
rozpisywali się nad nią zarówno ci, którzy pragnęli ją zgłębiać, teoretyzować i usystematyzować, jak i satyrycy we wszystkich
krajach Europy. Wskazówki dotyczące tej umiejętności można było
znaleźć w żurnalach i podręcznikach etykiety. Bardzo interesujące
jest dzieło Charlesa Francesa Badiniego z 1797 roku pt. Fanology,
or Ladies conversation fan które
było drukowane na wachlarzach. Do dzisiejszych czasów zachowało
sie kilka takich obiektów, które różnią się dekoracja, ale mają
wydrukowany ten sam tekst (np. W Boston Museum of Fine Art i
kolekcjach prywatnych). Jest to rodzaj podręcznej instrukcji, czy
też słownika gestów z wyjaśnieniem ich znaczenia. Oto kilka
wybranych przykładów zaczerpniętych z Cheltenham Art Gallery &
Museum:
wachlarz
dotykający piersi – wyznanie miłości'
zamknięty
wachlarz oparty przy prawym oku – pytanie o spotkanie
wachlarz
zamknięty do połowy i przycisniety do warg – zgoda na pocałunek
czubek
palca na wierzchołku wachlarza – zaproszenie do rozmowy
wachlarz
na prawym lub lewym policzku oznacza odpowiednio tak, lub nie
wolne
wachlowanie – jestem mężatką
szybkie
wachlowanie – jestem zaręczona
kręcenie
wachlarzem w prawej ręce – kocham innego
Przytoczone
przykłady o szkole władania wachlarzem, oraz powyższa lista
migowych znaków, nie dają jednak pełnego obrazu omawianego
zjawiska. Na dworach europejskich, było ono znacznie bardziej
złożone i dalece wykraczało poza potrzebę ukradkowej artykulacji
o tematyce miłosnej. Wysoko postawione damy, mogły za pomocą swych
wachlarzy rozsądzać o ważnych sprawach w sposób wiadomy tylko
wtajemniczonym, podejmować ukradkowe decyzje, lub wydawać rozkazy. A
jednak nawet ta kwestia nie jest tu najważniejsza. Sztuka gestu w
ujęciu arystokratycznym, wykracza bowiem dalece poza jakąkolwiek
celowość. Elitaryzm damy polegać miał nie tym, że potrafiła ona
zaprosić kochanka na spotkanie za pomocą gestu wachlarzem, ale na
tym że jej poruszanie się było sztuka dla sztuki, że sama ona i
całe jej ciało łącznie z kostiumem, poddane było ściśle
kontrolowanej reżyserii i zamieniało ja w żywe dzieło. Przykłady
opisujące gesty odpowiedzialne za przekazywanie informacji
matrymonialnych są co prawda ciekawym źródłem historycznym, lecz
jednocześnie trywializują omawiane zjawisko. Wydaje się, że maja one źródło w XIX wiecznej mentalności, kiedy wiktoriańskie damy,
próbowały naśladować kulturę sprzed rewolucji, jednocześnie nie
mając już żadnego połączenia z ówczesnym stylem i sposobem
myślenia. Naginał więc historyczną sztukę gestu do własnych
wyobrażeń ukształtowanych przez infantylne romanse. Nieco bliższa
prawdzie byla za to wspomniana szkoła operowania wachlarzem z The
Spectator. Należy jednak pamiętać, że powołano ją nie dla
arystokratek, lecz kobiet pragnących je naśladować przynajmniej w
podstawowym zakresie. Świadczy to również o pewnym upowszechnieniu
się sztuki gestu, a zatem o jej demokratyzacji w XVIII wieku. W
efekcie tego, na przełomie XVIII i XIX wieku, niejaki Badini stał
sie pomysłodawcą i producentem tzw. Fanology, or lady's
conversation fan. Były to wachlarze z nadrukowanymi instrukcjami
gestów przekazujących informacje, lecz nia na zasadzie
skomplikowanego kodu jak dawniej na dworach, ale zwykłej
mieszczańskiej zabawy towarzyskiej dostępnej dla każdego.
Przypominało to gre w kalambury i było niezwykle modnym gadżetem,
bardzo ciekawym z perspektywy historycznej, ale znamionującym upadek
sztuki gestu pod koniec XVIII wieku.
wachlarz - Fanology Charlesa Badiniego
A
jednak, mimo niekwestionowanej złożoności kultury salonowej i
dworskiej, dla wielu kobiet umiejętności tego typu były
niewystarczające. Mowa tu o damach z umysłami ścisłymi, które
pragnęły oddać się nauce matematyki, fizyki, czy filozofii. W
czasach w których przyszło im żyć, nawet najbardziej liberalne
rozprawy o wychowaniu płci pieknej, odradzały nauczania ich
przedmiotów ścisłych, a nawet powszechnie mniemano, że kobiecym
umysłom brak odpowiednich predyspozycji do zgłębiania tych
dziedzin. Dlatego też w XVII wieku damy decydujące się
przeciwstawić temu stereotypowi należały do rzadkości, a jednak z
czasem było ich coraz więcej. Wyraźna zmiana nastąpiła w II
połowie XVIII wieku; dotąd panie miały tylko dwie kategorie
społeczne do wyboru:dewotka, lub kokietka, teraz jednak powstała
nowa kategoria tzw. damy filozofującej. Świadczy to o tym, że
nauka ogólnie pojęta stała się wśród kobiet wiele bardziej
powszechna. W epoce oświecenia eksperymenty chemiczne, fizyczne, a
nawet robotyka, były niezwykle popularne, a ponieważ dopuszczono do
nich kobiety, które wyznaczały trendy, wkrótce te mało modowe -
jakby się zdawało – przedmioty, stały się częścia świata
mody. Malarstwo i grafika z II połowy XVIII wieku obfituje w
przestawienia widzów, w tym również płci żeńskiej, którzy
obserwują eksperymenty naukowe. Najsłynniejsze są obrazy Josepha
Wrighta of Derby z filozofami obserwującymi mechaniczne planetarium,
oraz z prezentacją naczynia próżniowego w którym ginie
nieszczęsny ptak na oczach młodych, przejętych dziewcząt.
Wszystkie nowiny i wynalazki natychmiast znajdowały odzwierciedlenie
w świecie mody. Wielka popularnością cieszył się pierwszy lot
balonem w 1783 roku, kiedy człowiek zrealizował wreszcie swe
marzenie o lataniu. Natychmiast motyw balonu zagościł na modnych
akcesoriach: butach, kieszeniach, wachlarzach, porcelanie,
tabakierach, licznych grafikach, obrazach, nawet w tle portretów
kobiecych. Na uwagę zasługują również XVIII – to wieczne próby
w dziedzinie robotyki. Niezwykle modne były wówczas androidy o
mechanizmach zegarowych, oraz maszyny działające według systemu
zero – jedynkowego. Więcej na ten temat pisałam w poście pt.
Androidy sprzed wieków
Obrazy Josepha Wrighta of Derby
pantofle ranne haftowane w scenę z balonem w zbiorach MFA
Ilustracja żurnalowa prezentując modę z II połowy lat 90' XVIII wieku, na postaciach latających balonem.
Projekt mechanicznej kaczki Vaucanson
Android Marii Antoniny
Warto
przy tym zauważyć, że nauka nigdy nie wyszłaby poza sztywne
podręczniki, poza przestrzeń uczelni i laboratoriów, nigdy nie
trafiłaby do świata mody i nie ulegał takiemu spopularyzowaniu,
gdyby nie wielki optymizm jaki okazały jej kobiety. Niektóre z nich
były wyjątkowo wybitnymi umysłami i warto przytoczyć ich
sylwetki, gdyż zajmują one poczesne miejsce w historii
wykształcenia kobiet.
Jedną
z nich była Emilia du Chatelet – kochanka i uczennica Voltaire'a,
który z resztą niejednokrotnie zajmował się działalnością
pedagogiczną wśród arystokratek. Oto jak słynny filozof wspomina
markizę w swoich pamiętnikach:
W 1733 roku poznałem
pewną młodą damę, która myślała podobnie jak ja i która
postanowiła spędzić kilka lat na wsi z dala od tumultu świata:
była to markiza du Chatelet, obdarzona największym talentem do
wszystkich nauk francuska białogłowa.
Jej ojciec, baron de
Breteuil, kazał ją nauczyć łaciny, którą władała jak pani
Dacier: znała na pamięć najpiękniejsze fragmenty Horacego,
Wergiliusza i Lukrecjusza; była obeznana ze wszystkimi dziełami
filozoficznymi Cycerona. Największe upodobanie miała do matematyki i
metafizyki. Rzadko tak wielka trafność sądu idzie w parze z tak
wielkim zapałem do nauki. Nie mniej lubiła życie światowe i
wszystkie przyjemności właściwe jej wiekowi i płci. Wszystko to
jednak porzuciła b zagrzebać się w zrujnowanym pałacu na pograniczu
Szampanii i Lotaryngii, w okolicy nieurodzajnej i brzydkiej. Upiększyła ów pałac, ozdabiając go wcale miłymi ogrodami. Ja
urządziłem w nim galerię i założyłem bardzo piękny gabinet
fizyczny. Mieliśmy bogato wyposażoną bibliotekę. Kilku uczonych
prowadziło w naszym ustroniu dyskusje filozoficzne. Przez całe dwa
lata gościliśmy słynnego Koeniga, który w chwili śmierci był
profesorem w Hadze i bibliotekarzem księżnej Orleańskiej.
Maupertuis przybył razem z Jeanem Bernouillim(...)
Panią du Chatelet
uczyłem angielskiego. Po trzech miesiącach znała go równie dobrze
jak ja i czytała z jednakową łatwością Locke'a, Newtona i
Pope'a. Równie szybko nauczyła się włoskiego. (...)
Długo nasza uwaga
skupiała się na Leibnitzu i Newtonie. Pani du Chatelet zajęła sie
najpierw Leibnitzem i rozwinęła część jego systemu w bardzo
dobrze napisanej książce pt. "Institutions de physique".
Nie starała się bynajmniej upiększać tej filozofii obcymi jej
ornamentami; zmanierowanie obce było jej męskiej naturze (sic!) i
naturalnemu usposobieniu. Jasność, precyzja i elegancja
znamionowały jej styl. Jesli kiedykolwiek udało sie żywić idee
Leibnitza, to stało się w tej właśnie książce (...)
Z natury dociekająca
prawdy pani du Chatelet, porzuciła wkrótce wszystkie systemy i
zajęła sie odkryciami wielkiego Newtona. Przełożyła na francuski
całe "Principia Mathematica" i gdy potem pogłębiała swoją wiedzę dodała do tego dzieła, które tak mało ludzi
rozumie, komentarz algebraiczny równie nieprzystępny dla przeciętnego czytelnika. Pan Clairaut, jeden z najlepszych naszych
matematyków, dokładnie przejrzał ów komentarz Rozpoczęto jego
edycję; gdyby jej nie ukończono, przyniosłoby to ujmę naszemu
wiekowi.
Voltaire
Pamiętniki str. 17 Warszawa 1994
Portret pani du Chatellet z okresu spędzonego z Voltairem
Portret nastoletniej pani du Chatellet autorstwa Largilliere'a
Gabinet fizyczny, który Voltaire urządził dla pani du Chatellet.
Voltaire
rozpływa się w swoim pamiętniku nad wielkimi osiągnięciami
swojej kochanki i uczennicy, a mimo to, skoro już pochwalił jej
umysł – określił go jako męski. Uczynił to nawet mimo faktu,
że przyzwyczajony był obcować z wykształconymi damami i mimo
swoich arcy liberalnych poglądów jak ona owe czasy. Skupmy sie
jednak jeszcze przez chwilę na pani du Chatelet, której zasługi są
rzeczywiście ogromne, a wspomniane opracowania dzieł fizycznych i
matematycznych – do dziś aktualne i cenione. Jej fascynacje
zaczęły się już we wczesnej młodości o czym świadczy
najpiękniejszy jej portret autorstwa Nicolasa Largilliere'a, na
którym markiza ma lat kilkanaście, jest ubrana w luźny negliż i
spogląda w górę, jej lewa ręka spoczywa na globusie, a w prawej
trzyma cyrkiel. Ten portret różni sie od innych wizerunków
młodziutkich dam tej samej epoki i przedstawia kobietę uczoną. Od
tej pory markiza zawsze portretowała sie cyrklem – symbolem nauk
ścisłych. Na niektórych obrazach pani du Chatelet występuje na tle
biblioteki, lub modelu astronomicznego, pochyla się nad książkami
i kartonami zapisanymi notatkami matematycznymi, ale zawsze
towarzyszy jej ten nieodłączny rekwizyt. Wizerunek kobiety z
cyrklem i to już na początku XVIII wieku, wyraźnie przełamał
stereotyp obrazowania kobiety w ówczesnej ikonografii.
Kolejną
ciekawą postacią była Maria Sibylla Merian – Niemka
holenderskiego pochodzenia, która zajmowała entomologią na
poziomie wcześniej nie znanym. Na przełomie XVII i XVIII wieku,
urządziła pierwszą w historii ekspedycję naukową do dżungli
brazylijskiej, dokąd wyruszyła ze swoją córką. Prowadziła tam
badania nad egzotycznymi owadami i ich cyklem rozwojowym, oraz
zajmowała sie botaniką egzotycznych roślin. Jej badania wiele
wniosły do ówczesnej entomologii, ponieważ były prowadzone z
rzadkim jak na tamte czasy profesjonalizmem. Dokumentacja była
szczegółowa, a wnioski uargumentowane doświadczeniem empirycznym.
Oprócz tego Maria Sibylla Merian, miała za sobą również
klasyczne wychowanie salonowe, tak więc potrafiła pięknie rysować i
malować. Sama stworzyła wspaniale ilustrowany katalog roślin i
owadów egzotycznych, który do dziś zachwyca swoim poziomem
artystycznym. W tamtych czasach jej rysunki miały niemały wpływ na
wzornictwo tkanin – zwłaszcza angielskich, ponieważ dostarczyły
nowych wzorców i inspiracji desenistom zainteresowanym botaniką.
W I
połowie XVIII wieku, w angielskich manufakturach jedwabnych w
Spitalfields pracowała kolejna kobieta o wielkich zdolnościach.
Była to Anna Maria Grthwaite – niezwykle płodna i ciekawa
desenistka, pracująca w zawodzie zdecydowanie zdominowanym przez
mężczyzn. Mimo to, jej prace przetrwały w olbrzymiej liczbie –
zwłaszcza w zbiorach V&A i są obecnie bardzo cenione i
rozpoznawalne. Anna Maria była nie tylko grafikiem i projektantką,
ale również botanikiem, oraz teoretykiem sztuki. Miała wkład w
słynne dzieło Hogarta pt. Analysis of beauty.
Rodzaje linii giętych - ilustracja z Analysis of beauty. Linia gięta była podstawa ornamentu rokokowego i kompozycji w sztuce tego okresu. Kompozycje serpentynowe były zasadą projektowania Anny Marii Garthwaite.
Przy
okazji rozważań na temat wykształcenia kobiet w omawianych
epokach, nie można pominąć również Laury Bassi, która jest
zarówno przykładem wybitnego umysłu, jak i zmagań z
ograniczeniami społecznymi jakie dotykały te przedstawicielki płci
pięknej, które decydowały się na bardziej niekonwencjonalną
karierę. W czasach gdy niechętnie zapoznawano kobiety z naukami
ścisłymi, a drzwi uczelni były dla nich zamknięte, Laura Bassi
została pierwszym w historii profesorem – kobietą. Jej pasja
zaczęła się już w dzieciństwie kiedy zaprzyjaźniony lekarz
rodzinny – Gaetano Tacconi, dostrzegł jej talent i potajemnie
przekazywał jej swoją wiedzę w dziedzinie matematyki, fizyki i
medycyny. Gdy uznał, że jego uczennica zrobiła duże postępy,
zaprowadził ją na debatę naukową, która niezwykle przypadła
Laurze do gustu i od tej pory została stałą bywalczynią podobnych
sesji. To tam, dzięki swoim trafnym spostrzeżeniom, wiedzy i
argumentacji zyskała rozgłos i uznanie. Jej sława była tak
ogromna, że w wieku zaledwie 21 lat otrzymała tytuł profesora
anatomii na uniwersytecie w Bolonii. Stanowisko to objęła w 1732
roku i było to wydarzenie absolutnie bezprecedensowe. Jednak na tym
nie koniec, ponieważ wkrótce Laura Bassi objęła również
profesurę w dziedzinie filozofii i fizyki. Te trzy tytuły, które
otrzymała honorowo dzięki swej wiedzy, wzbogaciła następnie o
tytuł doktora nauk, który obroniła w wyniku wielu egzaminów.
Wydawać by się mogło że te zaszczyty i podziw jaki wzbudzała,
całkowicie wystarczyły, by bez przeszkód mogła uczestniczyć w
naukowym życiu Bolonii. Nic bardziej mylnego. Uznano bowiem, że
kobieta publicznie wykładająca, lub nauczając mężczyzn na
uznanej uczelni stanowi skandaliczny obraz. Bardzo rzadko dopuszczano
ją więc do głosu, a swoich studentów zmuszona była przyjmować w
prywatnym laboratorium, nie zaś na terenie uniwersytetu.
Portret Laury Bassi.
Na
zakończenie pragnę przytoczyć jeszcze jedną postać – słynną
hrabinę de Genlis – kobietę uczoną i uczącą, moralistkę,
pisarkę, pedagoga i znawczynię kultury. Była ceniona nawet po
Rewolucji Francuskiej i to właśnie do niej zwrócił się Napoleon
Bonaparte z prośba by została jego konsultantką w sprawie odbudowy
etykiety i ceremoniału dworskiego. W wyniku tej współpracy powstało
słynne dzieło hrabiny pt Słownik etykiety dworskiej. Ale
długo przed Napoleonem i rewolucją, prowadziła już intensywną
działalność na wielu polach. Należała do elit i miała
arbitralny tytuł damy dworu królowej Marii Antoniny. Jednak to jej
dokonania w dziedzinie pedagogiki dziecięcej zasługują na
specjalną uwagę. Została ona bowiem poproszona przez książąt
Orleańskich o nauczanie ich dzieci: księcia de Chartres –
przyszłego króla Ludwika Filipa, oraz jego siostrę księżniczkę
d'Orlean. Do grupy uczniów należała również starsza córka
hrabiny, oraz niejaka Pamela (nazwana tak na cześc bohaterki modnej
powieści Pamela, czyli cnota wynagrodzona Richardsona) –
dziewczynka sprowadzona z Anglii, która pełniła role towarzysza
zabaw i lektora języka angielskiego. Pierwszą nowością, którą
zaprowadziła hrabina, było całkowite równouprawnienie; tzn. że
uczyła zawsze całą grupę dzieci na raz i mały książę otrzymał
takie samo wykształcenie jak dziewczęta. Poza tym pani de Genlis
stosowała nowatorskie metody nauczania zgodne z postulatami i
filozofią II połowy XVIII wieku (zwłaszcza filozofią Rousseau).
Dzieci nie musiały uczyć się na pamięć obszernych tekstów pod
karą rózgi jak to bywało w zwyczaju, lecz poznawały świat
empirycznie i poprzez zabawę. Przebywały dużo na świeżym
powietrzu, zażywały ruchu i uczyły się poprzez rozmaite
doświadczenia. Np. Wyprawy na łąkę połączone były z nauka o
ziołach i kwiatach, w efekcie czego uczniowie tworzyli zielniki,
oraz poznawali świat owadów. Hrabina stworzyła dla nich dobrze
wyposażony gabinet historii naturalnej. Zabierała ich również na
wyprawy do różnych warsztatów rzemieślniczych, gdzie poznawali
procesy tworzenia przedmiotów użytkowych. Mali arystokraci uprawiali
nawet własne ogródki z warzywami i zbożem. Ponad to, aby podnieść
poziom wykształcenia, hrabina posiłkowała się dodatkowymi
nauczycielami – specjalistami w różnych dziedzinach. O tym jak
efektywna była to nauka świadczy najlepiej ustęp z jej pamiętnika,
w którym opisuje wykształcenie swej starszej córki:
Nadzwyczajna
piekność mojej starszej córki, zadziwiające jak na jej wiek
talenta i uroczy charakter, jako i ta okoliczność, że moje miejsce
damy dworu, które ona miała otrzymać stało się wakującym i
wreszcie pułk obiecany temu, którego poślubi, sprawiły że już
teraz zaczęły sie o nią starać liczne osoby. Nie miałam
najmniejszej ochoty wydawać ją za mąż w tak młodym wieku i
przywiązywała dużą wagę do dokończenia jej edukacji. Nieźle
już muzykowała; w zadziwiający sposób grała na klawesynie i
przynajmniej tak samo dobrze na harfie, na której grać ją sama
nauczyłam metodą – którą wymyśliłam – ćwiczenia oddzielnie
obu rąk wprawkami zawierającymi kolejno wszystkie trudności.
Rozpoczęłam, gdy miała lat dziewięć, a w wieku lat trzynastu
grała na harfie bardzo pięknie, wykonując najtrudniejsze utwory na
klawesyn. Rysowała portrety w sposób uroczy i podług natury; w
niedługo potem malowała doskonale we wszystkich rodzajach: w
miniaturze i w oleju. Nie widziałam, żeby ktoś tańczył równie
jak ona przystojnie.
Prócz
tych talentów przyjemnych i wykwintnych posiadała duże
wykształcenie i solidnośc umysłu; później studiowała chemię i
wykonując różne eksperymenta, odkryła pewna sól, którą nazwano
jej imieniem.
Stephanie
Felicite de Genlis Pamiętniki str. 225 Warszawa 1985
Pod
koniec cytatu celowo zrobiłam odstęp, którego pierwotnie nie było
w cytowanym fragmencie. Mamy tu bowiem tekst wyraźnie podzielony na
dwie części: w pierwszej hrabina rozpływa się nad umiejętnościami
córki, które określa mianem wykwintnych, a które były częścią
pożądanego wykształcenia każdej panny z dobrego domu; w drugiej
części natomiast znacznie bardziej lakonicznie, co widac nawet po
objętości tekstu, autorka wspomina o wielkim osiągnięciu naukowym
swej córki. Jest to prawdziwy paradoks, który jak sądzę wynika z
połączenia mentalności w jakiej dorastała hrabina, z jej
nowoczesnym podejściem i otwartym umysłem. Z pewnością jednak
ceniła sobie bardzo odkrycia córki i ją podziwiała, lecz sama byc
może wiele wiedziała w tej dziedzinie. Jak się domyślam, autorka
pamiętnika wyznawała ideał salonowy, którego twórczynią była
markiza de Rambouillet, a który już wcześniej naszkicowałam.
Według tego ideału, piękna kobieta, powinna pomnażać swe piękno,
roztaczając je wokół siebie za pomocą muzyki, sztuki,
uprzyjemnienia życia. Taki jest więc prawdziwy ideał wychowania
kobiet w XVII i XVIII wieku – opierający się na estetyce i
pragnieniu doskonałości przypisanym ich płci. Jeżeli nawet któraś
z pań zdradzała pasję do nauk ścisłych, pozwalano jej w końcu
realizować te zainteresowania. Lecz nawet gdy osiągała sukcesy,
uważano że mniej jest jej do twarzy z cyrklem, niż z klawesynem.
KONIEC
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGratuluję ciekawego i interesującego tekstu. Pozwolę jednak sobie na kilka słów bo nie z każdą też się mogę zgodzić.
OdpowiedzUsuń1. Tekst dotyczyć miał sytuacji kobiet w Europie, jak rozumiem? Jednak dla mnie z tekstu wynika, że skupiła się pani tylko na sytuacji we Francji, ( jak przypuszczam interesuje Panią Wersal oraz jego kultura). Inna sytuacja była we Włoszech, w Niemczech czy w Polsce.
2. Nie mogę się też zgodzić z tym, że Renesans spowodował, że kobiety nie mogły się rozwijać naukowo ani artystycznie. Akurat przykład włoskich kobiet jest tutaj chyba najodpowiedniejszy. Warto wspomnieć jakie oburzenie wywołało wśród panów możnowładców chęć Bony aby rządzić razem z mężem. Oburzenie też ukazywał Frycz Modrzewski piętnując postulaty Castiglione w jego słynnej Il Cortegiano. Nazwiska słynnych kobiet malarek, kompozytorek i poetek, też przecież nie można negować.
3. Taniec był umiejętnością wielce pożądaną, jeśli chciało się robić karierę, czy to na dworze czy w wojsku. Uczono i dziewczynki i chłopców. Taniec uważany był za rodzaj sportu a obok tańca oczywiście była nauka etykiety. W okresie o którym Pani pisze istniały trzy rodzaje tańców: taniec dworski, taniec teatralny oraz taniec towarzyski. Ten pierwszy związany był z etykietą i to ona dominowała, w drugim rodzaju, ważny był balet, który nie należał do "tańców spokojnych". I trzeci rodzaj w którym królował menuet, gigue, czy courant oraz kontredans i tańce które pojawiały się w przedstawieniach teatralnych a później ze względu na ich popularność tańczone były na salonach jak np słynna La Matelote.
Cennym źródłem na ten temat jest praca G. Tauberta w zeszłym roku przełumaczona już na język angielski Rechstaffener Tanzmeister z 1717 roku.
3. Brakuje mi tutaj pociągnięcia wątku kobiet polskich w tym także tych działających na terenach Prus Wschodnich jak chociażby działalność edukacyjna Luizy von Krockow.
4. Brakuje mi tutaj też bibliografii i w związku z tym mam pytanie czy istnieje jakaś praca dotycząca życia A.M. Garthwaite?
Dziękuje i pozdrawiam
Witam raz jeszcze i dziękuję za szczegółowe komentarze, pozwolę sobie odpowiedzieć na nie używając Pani numeracji. Chciałabym jeszcze na wstępie odciąć się od komentarzy pana, który podpisuje się jako Ludwik August, oraz wieloma innymi imionami - nie chciałabym być z nim kojarzona, ani oceniana przez pryzmat jego wypowiedzi - nie mam z tą osobą nic wspólnego.
Usuń1. Zajmuję się przede wszystkim kulturą Europy zachodniej, dlatego też mój wykład dotyczył tych rejonów. Ponieważ nie było to wystapienie na konferencji naukowej, tylko na nieformalnym festiwalu, uznałam że nie muszę na wstępie dokładnie określać ram geograficznych. natomiast wiadomo było jakie ramy czasowe będę brała pod uwagę, jak również przedstawiając się (czego nie zamieściłam w tekście na blogu) powiedziałam że specjalizuję się w XVIII wiecznej kulturze zachodu.
W swoim wystąpieniu nie omawiałam jedynie Francji, chociaż oczywiście ten kraj brałam najbardziej pod uwagę. Nie wynika to z faktu, że jest to jak Pani ujęła "moje oczko w głowie", ponieważ to nie prawda. Lubię różne kraje, ale każdy pod innym względem i staram się oceniać to obiektywnie. Natomiast w moim wykładzie skupiłam się na ośrodkach kulturotwórczych, tych które wyznaczały trendy w wychowaniu i wykształceniu kobiet dla całej Europy i kolonii. Pod tym względem najważniejsza była Francja, której ceremoniał i kultura kopiowana była przez inne państwa. Na drugim miejscu jest Anglia, która zawsze starała się zachować kulturową niezależność od Francji. Jednak pod względem wychowania i wykształcenia kobiet sytuacja w tych państwach wyglądała podobnie. W pozostałej części Europy, starano się jedynie kopiować tamtejsze wzorce. Jak Pani rozumie, w ciągu trzech godzin wykładu trudno jest wyczerpać temat wychowania kobiet w XVII i XVIII wieku, nawet odnosząc się jedynie Francji i Anglii, dlatego nie było sensu omawiać tych krajów, które nie były w omawianym okresie kulturowymi hegemonami. W pracy magisterskiej czy doktoranckiej, warto się pokusić o omawianie niuansów rózniących sytuacje różnych krajów, ale nie w takim wykładzie. poza tym kultura Europejska charakteryzuje sie na szczescie pewnym uniwersalizmem.
2. W tym punkcie ja i Pani mamy po prostu różne poglądy, które wynikają być może z rożnych bibliografii, czy zainteresowań. W związku z tym podejrzewam, że nie uda mi się Pani przekonać do mojego stanowiska, mogę je tylko spróbować obronić. Kultura renesansu nie należy do moich ulubionych, ale nie dlatego opisałam ją w tak negatywnym świetle. Natomiast z tego powodu nie zagłębiam się w nią na tyle, by wczytywać się w życiorysy konkretnych postaci wówczas żyjących (poza paroma wyjątkami). Pani jak widzę, potrafi wymienić kobiety, które mogłyby swoimi losami podważyć moje słowa - ja nie. Jednak epokę renesansu znam z szerszych opracowań dotyczących jej kultury, estetyki, życia codziennego itd. Wszystkie te teksty mówią jednogłośnie, jak nieprzyjazna kobietom atmosfera wówczas panowała i nigdy jeszcze nie spotkałam się z tekstem, który prezentowałby odmienne stanowisko. Mam tu na myśli teksty antropologiczne, oraz dotyczące historii sztuki, ubioru i życia codziennego. Trudno mi w tej chwili zarzucić Panią bibliografią, ale chociażby takie nazwiska jak Benedetta Craveri, Regine Pernoud, Andrzej Banach, Mary Laven, i rozmaite opracowania zbiorowe np. z serii Historia życia prywatnego, czy akademickie podreczniki do antropologii - to z pewnością sporo i wszyscy Ci autorzy i teksty prezentują takie stanowisko na temat renesansu które przedstawiłam. Tyle mogę powiedzieć od siebie, domyślając się, że pozostanie Pani przy swoich poglądach.
3.Nie rozumiem czemu napisała Pani te informacje o tańcu. W tym puncie nie ma żadnego komentarza do mojego tekstu, wymienia Pani tylko informacje o tancu historycznym i nie wiem w jakim celu. Chciałabym tylko zaznaczyć, że taniec był jedynie pobocznym tematem mojego wystąpienia, że wykład dotyczył tylko wychowania kobiet, a nie kobiet i mężczyzn i że nie miałam zamiaru omawiać rodzajów tańca. Skupiłam się na antropologicznym znaczeniu tańca dworskiego - tylko na tym, niczego więcej w związku z tancem nie miałam zamiaru poruszać. Także proszę sprecyzować komentarz w pukcie 3, ponieważ nie wiem co on wnosi.
Usuń3. (drugi punkt trzeci) -Oprócz tego co napisałam punkcie pierwszym odniosę się jeszcze do Polski i Prus:
-Polska - To że jestem Polką i patriotką nie nakłada na mnie żadnego obowiązku żeby opisywać sytuację w Polsce, kiedy nie ma to sensu. Po pierwsze specjalizuję się z kulturze zachodnio - europejskiej i ją opisuję w wykładach i tekstach. Po drugie w Polsce nie wykształciła sie oryginalna kultura kobieca ze względu na zupełnie inne warunki jakie tu panowały. Przecież Pani to wie. Wszystko co sie tu działo w tej materii, było kalką z zachodu. Zatem omawiam to co oryginalne - ośrodki kulturotwórcze, a nie ich kopie na prowincji. O Polsce można pisać w kontekście sarmatyzmu, strojów narodowych, pasów kontuszowych, szabli i fechtunku polskiego, husarii, obrzędów pogrzebowych, portretów trumiennych, architektury grobowej, pierwszej europejskiej konstytucji i innych oszałamiających osiągnięciach politycznych i wojennych - to są tematy w których Polska wypowiedziała się w sposób oryginalny; ale na pewno nie w związku z wykształceniem kobiet.
4. Tu jest Pani niesprawiedliwa - kluczowa bibliografia jest podana - pod cytatami. Znowu przypominam, że to nie praca magisterka, gdzie wymagana jest drobiazgowa bibliografia. Pani również jak sie domyślam ma w głowie tysiące faktów i wielka wiedzę, której można przyporządkować obszerną bibliografię - tak się robi w pisemnych pracach naukowych. W wystąpieniu dla laików na festiwalu progesteron - dojrzewania róż, wystarczy że podam bibliografie do cytatów. Jeżeli zaś chodzi o A M Garthwaite, to faktycznie nie przypominam sobie żadnej jej biografii, ja w każdym razie takiej nie czytałam, ale osoba ta jest wymieniana w każdym opracowaniu tkanin XVIII -to wiecznych - mam tu na myśli artykuły, katalogi, książki, oraz artykuły online biuletynów V&A i tamtejszych opracowań zbiorów. Z tych wszystkich tekstów dłuższych i krótszych można wyczytać sporo informacji na temat Gartwaite, również biograficznych.
Ja również dziękuję i zapraszam do dalszej wymiany myśli
Pozdrawiam Serdecznie
Anna Nurzyńska
p.s. : punkt 3. - zapomniałam o Prusach
UsuńZnowu, oprócz tego co napisałam w pkt 1., mogę dodać, że sytuację w Prusach znam głównie z pamiętnika Voltaire i z pamiętnika margrabiny von Bayreuth. Wynika z nich jednoznacznie, że kobiety były tam traktowane bez porównania mniej liberalnie niż na zachodzie, nawet na dworze pełniły pośrednią funkcję i nie dopuszczano ich do stołu królewskiego nad czym Voltaire niejednokrotnie ubolewał podając to jako powód złych manier wielu dworzan, oraz zacofania pod względem mody i estetyki. Kobiety z najwyższych warstw społecznych miały wykształcenie salonowe wzorowane na francuskim. Te informacje nic nie wnoszą do tematu i nie było sensu podejmować wątku pruskiego w czasie wykładu
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się z tym, widocznie nie zna Pan najnowszych badań w tej dziedzinie. Jako ktoś to nazywa siebie wykładowcą autorka powinna przebadać wszystkie aspekty nie tylko te które są "oczkiem w głowie". Włochy jak i Anglia, także miały wiele do powiedzenia w kwestii obyczaju jak i ubioru. Nie interesuje mnie też adorowanie wykładowczyni tylko jej merytoryczne podejście do tematu.
OdpowiedzUsuńDroga Pani, dziękuję za konstruktywne komentarze, których brakuje na tym blogu, oraz bardzo mi miło, że przebrnęła Pani przez ten długi tekst. Ponieważ jednak Pani komentarz wymaga rozbudowanej odpowiedzi zajmę się tym po świętach, teraz nie mam czasu. Pozdrawiam serdecznie
UsuńJeszcze chciałabym dodać już teraz że nie zajmuje się jedynie kulturą Francji i nie wiem skąd ten pomysł...
UsuńChciałabym odnieść się jeszcze do stwierdzenia, które mnie zaniepokoiło: "Jako ktoś to nazywa siebie wykładowcą autorka powinna przebadać wszystkie aspekty nie tylko te które są "oczkiem w głowie". - Otóż nie zgadzam się z tym, oczywiście staram się pogłębiać swoja wiedzę ( robią to każdego dnia) tak bardzo jak to tylko możliwe, jednak jest niemożliwe żeby zbadać wszystkie aspekty i poznac wszystkie źródła. Osobiście nie znam takie naukowca i myślę że takich nie ma. Do wiedzy każdego badacza może wnieść coś nowego - inny badacz. natomiast każdy prezentuje swoje stanowisko i efekt swoich dociekań nie uważając siebie zarazem za alfę i omegę.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń