piątek, 1 listopada 2013

O wychowaniu kobiet w XVII i XVIII wieku czść 2

Spisałam drugą i ostatnią część wykładu, miłego czytania ;)

     Jak widac na przykładzie madame de Pompadour, umiejętności jakich oczekiwano od kobiet z elit w tym okresie, można podsumować wspólnym manem: salonowych. Należały one do domeny piękna i miały one za zadanie jego pomnażanie; natomiast przedmioty ścisłe w dalszym ciągu zarezerwowane były dla mężczyzn.
Lekceważenie umiejętności salonowych byłoby jednak błędem. Nie chodziło tu wszakże o umiejętność eleganckiego flirtu, czy o jakies mizdżenie się. W rzeczywistości była to skomplikowana sztuka o bardzo szerokim zakresie, którego część omówiłam na przykładzie wykształcenia madame de Pompadour. Jednak niektóre jej elementy są nam wyjątkowo odległe, lub wręcz zostały zapomniane wraz z upływem czasu i przemianami kulturowymi jakie dzielą nas od XVIII wieku. Najciekawszymi według mnie elementami tej zapomnianej kultury salonowej była sztuka gestu i konwersacji, które warto omówić po krótce.
       Konwersacja salonowa w czasach madame de Ramouillet, od początku była rodzajem programu mającego na celu rozwój nowożytnej francuszczyzny i pobudzenie kultury rozmowy wśród arystokracji. Jako taka, była więc czymś niezwykle przemyślanym i badanym, oraz stale reformowanym, a w efekcie także włączono ją do nurtu retoryki starożytnej, nadając jej tym samym prestiż i wysoką rangę literacko – oratorską. Z tego względu konwersacja salonowa była w swych początkach niezwykle sztywną sztuką, przypominającą wczesną operę w której dwuch śpiewaków stało nieruchomo i wymieniało się ariami. W salonie pani de Rambouillet, zbierało się towarzystwo, które uprzednio zapoznało sie z nowym tekstem literackim. Autor dzieła odczytywał je publicznie, lub – jeżeli było długie, odczytywał je fragmentarycznie. Następnie gdy skończył, następowała seria monologów ze strony słuchaczy, a były to wcześniej już przygotowane wypowiedzi o charakterze krytycznym i komentatorskim do wysłuchanego dzieła.
        Następny etap tego zjawiska przypada na wiek XVIII. Styl rokoko, zmienił charakter konwersacji. Na paryskich salonach, szybkie i błyskotliwe riposty, zastapiły barokowe monologi. Miniatury klawesynowe, zastąpiły pompatyczne i długie kompozycje muzyczne. Buduar zastąpił salę audiencyjną. Nie tylko z resztą tematy, ale nawet kompozycje wypowiedzi się zmieniły. W dawnych salonach pani de Sevigne, de Rambouillet, czy de Scudery, autor czytał swe dzieło literackie, a potem następowała grupa monologów – popisów oratorskich które stanowiły wcześniej przygotowane recenzje i krytyki tych dzieł. Teraz zrezygnowano również i z tej sztywności, bardziej popularna stała się swobodna rozmowa, dyskusja wielu osób o charakterze spontanicznym, a przede wszystkim bardzo dynamiczna. Krótkie wypowiedzi, błyskotliwe riposty, dowcipne i celne uwagi. Kto nie miał wystarczająco dużo refleksu, inteligencji i wytworności, nie mógł nadążyć za tą wyrafinowaną sztuką konwersacji. Stało się to tak ważne, że nie możliwym było, aby ktokolwiek wszedł do eleganckiego towarzystwa nie posiąwszy arkanów tej umiejętności. Dlatego tak źle czuła się na wersalskim dworze Maria Antonina bez wykształcenia, inteligencji i zdolności skupienia się na słowach rozmówcy.
       Szermierka słowna, w której krasomówstwo, dowcip i przyjemność, ograniczyły celowość i praktyczne zastosowanie wypowiedzi do minimum. Rozmowy salonowe były z resztą nie tylko pod tym względem, niepewnym gruntem, na który nie powinien wkraczać żaden początkujący gracz. Kluczem do sukcesu, był głęboki dystans do siebie samego. W najlepszym tonie było bowiem traktować wszystkie sprawy lekko, niczego nie brać zupełnie na poważnie, a nawet drwina i złośliwość  jeżeli tylko odpowiednio wyrażone, stanowiły najmodniejszy styl rozmowy. Przejąć się czymś, lub obrazić, oznaczało narażenie się na śmieszność, wypominaną potem przez lata. Językiem konwersacji była często kpina i obrazoburstwo i to już od czasów pani de Rambouillet.

      Pan von Grumbkow (...) to człowiek bardzo grzeczny, umiejący prowadzić konwersację w sposób swobodny i dowcipny; odznaczając się polorem, giętkim i ujmującym wdziękiem, podoba się zwłaszcza dzięki swojej skłonności do bezlitosnych drwin, bardzo modnych w naszych czasach.*
Margrabina von Bayreuth Pamiętniki str. 31

 W modzie było śmiać się ze wszystkiego i niczego nie traktować poważnie. Myślenie o rzeczywistości było zbyt niepokojące i nadto niebezpieczne.
Margaret Crosland Madame de Pompadour str. 51

      (...) Rozmowy które lubili [Kondeusze] najbardziej, (...) były szarmanckie i błyskotliwe, roztrząsające delikatność serca i uczuć [...]. Błyszczały w nich, ich zdaniem, osoby pełne zalet i godne szacunku; uważali natomiast za prostackich i śmiesznych, wszystkich tych, którzy ośmielili się podjąć jakiś poważniejszy wątek.
Benedetta Craveri Złoty wiek konwersacji str. 109

        A oto jak opisywano Athenais de Montespan, którą uznawano za osobę wyjątkowej kultury i mistrzynię salonowego stylu:

       Jak większość osób dowcipnych, markiza potrafiła być okrutna, ale jej złośliwość trwała na ogół tyle, co jeden wybuch smiechu, mimo że jej dowcipy pozostawiały wiele ofiar. "Nie można było bezkarnie pojawić się przed oczami madame de Montespan" – powie o niej madame de Caylus
Benedetta Craveri Kochanki i Królowe – władza kobieta str. 209

         Salony stawały się z czasem coraz bardziej dostępne dla mieszczan i to nie tylko dla najznamienitszych literatów, myślicieli i artystów. Panująca tam swoboda i poufały ton przy zróżnicowaniu klasowym (markiza de Tancin nazywała swoich gości, małymi zwierzątkami – swoją menażerią), wzbudzały liczne głosy krytyki. Działo się tak również dlatego, że w samym założeniu salonowa konwersacja była "sztuką dla sztuki", wyrafinowaną przyjemnością odartą ze zgrzebnych szat praktycyzmu, rozrywka zaprojektowana specjalnie dla osób bez zajęcia i jakby w służbie próżniactwa. A także próżności, ponieważ niejednokrotnie podkreśla sie, że wzorowa konwersacja jest przede wszystkim sztuką podobania sie i przypodobania sie i służy pielęgnacji miłości własnej. Upatrywano się w tym źródła zepsucia, również ze względu na niechęć do poważnych refleksji i lekceważący ton. Na salonach zabawa i zapomnienie, były naczelnym priorytetem, a największą zmorą epoki była nuda – ennui. Markiza de Goeffrin była wręcz "uczulona" na ludzi nudnych i smutnych i nie chciała ich widzieć u siebie.
       Pominąwszy te wady i zarzuty moralizatorów, konwersacja wielkoświatowa, pełniła w XVII i XVIII wieku niezwykle ważne funkcje. Począwszy od wspomnianego już aspektu klasowego, poprzez modę, a skończywszy na najbardziej żywej, dynamicznej i najsilniejszej opiniotwórczo – instytucji literackiej i strażniczce pięknego języka.
    Sztuka konwersacji mimo swojej wielkiej złożoności, stanowiła jednak tylko ułamek umiejętności wymaganych od damy; zwróćmy uwagę, że na długiej iście talentów madame de Pompadour, konwersacja stanowi tylko niepozorny punkt – jeden z wielu. Natomiast zwraca uwagę inna wzmianka na temat jej wychowania:

     Jeanne Antoinette uczyła się stać, chodzić i tańczyć pod okiem niejakiego Guibaudeta, o którym poza nazwiskiem nic nam nie wiadomo.
Margaret Crossland Madame de Pompadour str. 35 Warszawa 2002

      W romantycznych wyobrażeniach dziewcząt z XIX wieku, oraz współcześnie, bardzo często figuruje wyobrażenie o zapomnianej sztuce gestu, o damach uczących się tańczyć w sukniach z długim trenem i kłaniać w sztywnych gorsetach. Te sentymentalne tęsknoty nie są jednak w całkowicie pozbawione zasadności, przeciwnie – wydaje się, że sztuka gestu w drugiej połowie wieku XVII i w wieku XVIII, była nie tylko istotnym elementem wychowania kobiet, ale wręcz jej poziom i zakres, często przekraczają nasze wyobrażenia.


       Aby zdać sobie sprawę z powagi tej umiejętności, wystarczy zwrócić uwagę na fakt, że arystokracja z zasady nie zajmowała się pracą i z tego powodu, niejako jej członkowie nie wykonywali ruchów o charakterze praktycznym, co miało sens sięgający tożsamości klasowej. To wyróżnienie staje się bardziej wyraziste, gdy skontrastujemy je z rzeczywistością ludu. Szereg ruchów, które składają się na wykonywanie pracy przez rzemieślników, chłopów, urzędników, wpływa również na prostotę i funkcjonalny sposób poruszania się tych osób w czasie wolnym. Jest to zatem typowe dla klas pracujących. Należało więc stworzyć styl ruchu, który byłby przeciwstawny praktycyzmowi i mógłby stać się zasadą poruszania się arystokracji, która podkreślałaby odrębność klasową tej grupy. Taką właśnie funkcję spełniał gest, który zarówno w środowisku dworskim, jak prywatnym i salonowym, był nieodłącznym elementem kultury elit. Mowa tu o specjalnych gestach wykonywanych rękami, czy głową, oraz pozach, czyli ułożeniu całego ciała podczas stania, siadania, półleżenia. Miały one charakter symboliczny i estetyczny, pozbawiony praktycznej celowości, poza celebracją samego siebie i przynależności klasowej. Przy tym nie były to gesty wymuszone, o których trzeba było stale pamiętać, by je wykonywać i nie służyły do użytku okazjonalnego. Przeciwnie, mimo swego wyrafinowania, miały być wykonywane automatycznie, bez zastanowienia i przez cały czas. Nie sprawiało to problemu osobom, które od dziecka uczone były reżyserii ciała, a co za tym idzie świadomej animacji całej swojej sylwetki, co rzecz jasna dotyczyło zwłaszcza kobiet z rodów szlacheckich. Nie mniej jednak, mężczyźni nie byli całkowicie wyłączeni z tego obowiązku i myśląc o tym, w jaki sposób się kłaniali, pozdrawiali, operowali kapeluszem (który częściej trzymali w ręku lub pod pachą niż na głowie), siadali itd. Możemy wyobrazić sobie, że język gestów dotyczył ich w tym samym stopniu co kobiety, lecz w inny sposób – właściwy dla ich płci. Równouprawnienie w tym względzie ujawnia się zwłaszcza w ekstremalnej formie arystokratycznej reżyserii ciała, jaką jest taniec dworski. Menuet i inne tańce chodzone, są bowiem celowo pozbawione dynamiki (cechującej taniec ludowy), by uwydatnić gesty, które są ich cząstką podstawową. A zatem jest to szereg figur, stanowiący najwyższą formę sztuki prezencji. Taniec taki właściwie nie jest już rozrywką: nie ma w nim ani spontaniczności, ani zabawy. Stał sie natomiast istotny rytuałem, służącym celebracji gestu, jako jednego z najważniejszych elementów tożsamości klasowej. Przyjrzyjmy się rycinom z przełomu XVII i XVIII wieku w tzw. stylu modnych postaci. Wydawano wówczas kolekcje grafik (autorstwa Leclerca, Bonnarta, St. Jeana, Arnoulta, Jollaina, Lepautre'a i innych nieznanych z nazwiska) przedstawiających konkretne osoby z dworu królewskiego, orz słynnych artystów scenicznych, ubranych zgodnie z najnowszą modą i zatrzymanych w eleganckim geście. Pozy które przybierają bohaterowie tych ilustracji, nie są jedynie wynikiem stylizacji narzuconej przez artystę, nie są jedynie konwencją według której przedstawiano zazwyczaj postaci w grafice czy malarstwie. Możemy zaobserwować na nich rzeczywiste gesty i pozy, w bogatym zestawie, który pozwala wyrobić sobie chociaż podstawowe pojęcie o reżyserii ciała w tej epoce.




      Przedłużeniem gestu i tym co go uwydatniało był strój i akcesoria. Szczególne miejsce wśród tych akcesoriów zajmowały wachlarze. Wykonane z lekkiej kościanej konstrukcji, rzeźbione misternie w barokowe wzory i ażury, a potem uzupełniane papierowym obrazkiem w kształcie półkola z malarskimi scenami. Dama nie rozstawała się z wachlarzem nigdy, bez względu na to, czy było duszno czy nie. Wbrew pozorom czynność wachlowania się była całkowicie marginalna w porównaniu ze zrytualizowanym językiem migowym z którym wiązało się to narzędzie. Każdy ruch był odmierzony, każde drgnienie miało swoje przesłanie. Z całą pewnością od XVI wieku w przestrzeni dworskiej, gest wachlarzem nigdy nie był obojętny, nie chodziło tylko o zasłanianie ust podczas przekazywania sekretów, wachlowanie, czy kokieteryjne zachowanie. Historyczne teksty, artykuły prasowe z XVII i XVIII wieku, oraz satyry jednoznacznie wskazują no to, że język gestów wykonywanych wachlarzem był nie tylko ściśle skodyfikowany, ale również dość uniwersalny na europejskich dworach. Prawdopodobnie zwyczaj ten wywodzi się z Hiszpanii, gdzie panowały surowe zasady moralne i wzajemna kokieteria dworzan była niedopuszczalna, a przynajmniej nie w tak otwarty sposób jak we Francji. Język migowy pozwalał porozumiewać się dyskretnie i elegancko. Od XVII wieku, kultura dworska na zachodzie Europy stawała się jednak coraz bardziej wysublimowana, a język gestów coraz bardziej skomplikowany i sztuka porozumiewania się za pomocą wachlarza stała się powszechna. Zmieniła wówczas swój charakter: zamiast ukradkowo przekazywać zakazane informacje, damy zaczęły władać tym narzędziem swobodnie i w bardzo szerokim zakresie. Stało się to symbolem wyrafinowania, a nawet atrybutem władzy.

        Women are armed with Fans as Men with Swords, and sometimes do more Execution with them. To the end therefore that Ladies may be entire Mistresses of the Weapon which they bear, I have erected an Academy for the training up of young Women in the Exercise of the Fan, according to the most fashionable Airs and Motions that are now practis'd at Court. The Ladies who carry Fans under me are drawn up twice a−day in my great Hall, where they are instructed in the Use of
their Arms, and exercised by the following Words of Command,
Handle your Fans,
Unfurl your fans.
Discharge your Fans,
Ground your Fans,
Recover your Fans,
Flutter your Fans.*
Joseph Addison The Spectator/Wednesday June 20.1711 nr. 102 str. 1:

         Cytat z The Spectator wskazuje na olbrzymią wagę jaką przywiązywano gestu wachlarzem, wchodził on bowiem w skład całej palety umiejętności wymaganych od młodej damy – sztuki poruszania się – reżyserii ciała. W dalszym ciągu tego artykułu, autor opisuje przebieg edukacji. Dowiadujemy się również, że oprócz gestów i pozycjonowania wachlarza, znaczenie miał również dźwięk wydawany przy jego otwieraniu. Młode panny uczył się, trzepotania, wibrowania, a nawet otwierania ich z takim hałasem jak wystrzał z pistoletu. Różne rodzaje dźwięków miały swoje nazwy:

     There is the angry Flutter, the modest Flutter, the timorous Flutter, the confused Flutter, the merry Flutter, and the amorous Flutter.
Joseph Addison The Spectator/Wednesday June 20.1711 nr. 102 str. 2

     Te rodzaje dźwięków i ruchów miały być unaocznieniem emocjonalnego stanu damy. Można po tym poznać nawet jej osobowość. Osobnego treningu wymagał czynność odkładania wachlarza w elegancki sposób, kiedy przeszkadzał w wykonywaniu rozmaitych czynności, np. Grze w karty, lub poprawianiu fryzury.
     Sztuka posługiwania się wachlarzem była w XVII i XVIII wieku traktowania niezwykle poważnie, rozpisywali się nad nią zarówno ci, którzy pragnęli ją zgłębiać, teoretyzować i usystematyzować, jak i satyrycy we wszystkich krajach Europy. Wskazówki dotyczące tej umiejętności można było znaleźć w żurnalach i podręcznikach etykiety. Bardzo interesujące jest dzieło Charlesa Francesa Badiniego z 1797 roku pt. Fanology, or Ladies conversation fan które było drukowane na wachlarzach. Do dzisiejszych czasów zachowało sie kilka takich obiektów, które różnią się dekoracja, ale mają wydrukowany ten sam tekst (np. W Boston Museum of Fine Art i kolekcjach prywatnych). Jest to rodzaj podręcznej instrukcji, czy też słownika gestów z wyjaśnieniem ich znaczenia. Oto kilka wybranych przykładów zaczerpniętych z Cheltenham Art Gallery & Museum:

wachlarz dotykający piersi – wyznanie miłości'
zamknięty wachlarz oparty przy prawym oku – pytanie o spotkanie
wachlarz zamknięty do połowy i przycisniety do warg – zgoda na pocałunek
czubek palca na wierzchołku wachlarza – zaproszenie do rozmowy
wachlarz na prawym lub lewym policzku oznacza odpowiednio tak, lub nie
wolne wachlowanie – jestem mężatką
szybkie wachlowanie – jestem zaręczona
kręcenie wachlarzem w prawej ręce – kocham innego

       Przytoczone przykłady o szkole władania wachlarzem, oraz powyższa lista migowych znaków, nie dają jednak pełnego obrazu omawianego zjawiska. Na dworach europejskich, było ono znacznie bardziej złożone i dalece wykraczało poza potrzebę ukradkowej artykulacji o tematyce miłosnej. Wysoko postawione damy, mogły za pomocą swych wachlarzy rozsądzać o ważnych sprawach w sposób wiadomy tylko wtajemniczonym, podejmować ukradkowe decyzje, lub wydawać rozkazy. A jednak nawet ta kwestia nie jest tu najważniejsza. Sztuka gestu w ujęciu arystokratycznym, wykracza bowiem dalece poza jakąkolwiek celowość. Elitaryzm damy polegać miał nie tym, że potrafiła ona zaprosić kochanka na spotkanie za pomocą gestu wachlarzem, ale na tym że jej poruszanie się było sztuka dla sztuki, że sama ona i całe jej ciało łącznie z kostiumem, poddane było ściśle kontrolowanej reżyserii i zamieniało ja w żywe dzieło. Przykłady opisujące gesty odpowiedzialne za przekazywanie informacji matrymonialnych są co prawda ciekawym źródłem historycznym, lecz jednocześnie trywializują omawiane zjawisko. Wydaje się, że maja one źródło w XIX wiecznej mentalności, kiedy wiktoriańskie damy, próbowały naśladować kulturę sprzed rewolucji, jednocześnie nie mając już żadnego połączenia z ówczesnym stylem i sposobem myślenia. Naginał więc historyczną sztukę gestu do własnych wyobrażeń ukształtowanych przez infantylne romanse. Nieco bliższa prawdzie byla za to wspomniana szkoła operowania wachlarzem z The Spectator. Należy jednak pamiętać, że powołano ją nie dla arystokratek, lecz kobiet pragnących je naśladować przynajmniej w podstawowym zakresie. Świadczy to również o pewnym upowszechnieniu się sztuki gestu, a zatem o jej demokratyzacji w XVIII wieku. W efekcie tego, na przełomie XVIII i XIX wieku, niejaki Badini stał sie pomysłodawcą i producentem tzw. Fanology, or lady's conversation fan. Były to wachlarze z nadrukowanymi instrukcjami gestów przekazujących informacje, lecz nia na zasadzie skomplikowanego kodu jak dawniej na dworach, ale zwykłej mieszczańskiej zabawy towarzyskiej dostępnej dla każdego. Przypominało to gre w kalambury i było niezwykle modnym gadżetem, bardzo ciekawym z perspektywy historycznej, ale znamionującym upadek sztuki gestu pod koniec XVIII wieku.

wachlarz - Fanology Charlesa Badiniego

      A jednak, mimo niekwestionowanej złożoności kultury salonowej i dworskiej, dla wielu kobiet umiejętności tego typu były niewystarczające. Mowa tu o damach z umysłami ścisłymi, które pragnęły oddać się nauce matematyki, fizyki, czy filozofii. W czasach w których przyszło im żyć, nawet najbardziej liberalne rozprawy o wychowaniu płci pieknej, odradzały nauczania ich przedmiotów ścisłych, a nawet powszechnie mniemano, że kobiecym umysłom brak odpowiednich predyspozycji do zgłębiania tych dziedzin. Dlatego też w XVII wieku damy decydujące się przeciwstawić temu stereotypowi należały do rzadkości, a jednak z czasem było ich coraz więcej. Wyraźna zmiana nastąpiła w II połowie XVIII wieku; dotąd panie miały tylko dwie kategorie społeczne do wyboru:dewotka, lub kokietka, teraz jednak powstała nowa kategoria tzw. damy filozofującej. Świadczy to o tym, że nauka ogólnie pojęta stała się wśród kobiet wiele bardziej powszechna. W epoce oświecenia eksperymenty chemiczne, fizyczne, a nawet robotyka, były niezwykle popularne, a ponieważ dopuszczono do nich kobiety, które wyznaczały trendy, wkrótce te mało modowe - jakby się zdawało – przedmioty, stały się częścia świata mody. Malarstwo i grafika z II połowy XVIII wieku obfituje w przestawienia widzów, w tym również płci żeńskiej, którzy obserwują eksperymenty naukowe. Najsłynniejsze są obrazy Josepha Wrighta of Derby z filozofami obserwującymi mechaniczne planetarium, oraz z prezentacją naczynia próżniowego w którym ginie nieszczęsny ptak na oczach młodych, przejętych dziewcząt. Wszystkie nowiny i wynalazki natychmiast znajdowały odzwierciedlenie w świecie mody. Wielka popularnością cieszył się pierwszy lot balonem w 1783 roku, kiedy człowiek zrealizował wreszcie swe marzenie o lataniu. Natychmiast motyw balonu zagościł na modnych akcesoriach: butach, kieszeniach, wachlarzach, porcelanie, tabakierach, licznych grafikach, obrazach, nawet w tle portretów kobiecych. Na uwagę zasługują również XVIII – to wieczne próby w dziedzinie robotyki. Niezwykle modne były wówczas androidy o mechanizmach zegarowych, oraz maszyny działające według systemu zero – jedynkowego. Więcej na ten temat pisałam w poście pt. Androidy sprzed wieków




Obrazy Josepha Wrighta of Derby 




pantofle ranne haftowane w scenę z balonem w zbiorach MFA


Ilustracja żurnalowa prezentując modę z II połowy lat 90' XVIII wieku, na postaciach latających balonem.


Projekt mechanicznej kaczki Vaucanson


Android Marii Antoniny

      Warto przy tym zauważyć, że nauka nigdy nie wyszłaby poza sztywne podręczniki, poza przestrzeń uczelni i laboratoriów, nigdy nie trafiłaby do świata mody i nie ulegał takiemu spopularyzowaniu, gdyby nie wielki optymizm jaki okazały jej kobiety. Niektóre z nich były wyjątkowo wybitnymi umysłami i warto przytoczyć ich sylwetki, gdyż zajmują one poczesne miejsce w historii wykształcenia kobiet.
Jedną z nich była Emilia du Chatelet – kochanka i uczennica Voltaire'a, który z resztą niejednokrotnie zajmował się działalnością pedagogiczną wśród arystokratek. Oto jak słynny filozof wspomina markizę w swoich pamiętnikach:

      W 1733 roku poznałem pewną młodą damę, która myślała podobnie jak ja i która postanowiła spędzić kilka lat na wsi  z dala od tumultu świata: była to markiza du Chatelet, obdarzona największym talentem do wszystkich nauk francuska białogłowa.
Jej ojciec, baron de Breteuil, kazał ją nauczyć łaciny, którą władała jak pani Dacier: znała na pamięć najpiękniejsze fragmenty Horacego, Wergiliusza i Lukrecjusza; była obeznana ze wszystkimi dziełami filozoficznymi Cycerona. Największe upodobanie miała do matematyki i metafizyki. Rzadko tak wielka trafność sądu idzie w parze z tak wielkim zapałem do nauki. Nie mniej lubiła życie światowe i wszystkie przyjemności właściwe jej wiekowi i płci. Wszystko to jednak porzuciła  b zagrzebać się w zrujnowanym pałacu na pograniczu Szampanii i Lotaryngii, w okolicy nieurodzajnej i brzydkiej. Upiększyła ów pałac, ozdabiając go wcale miłymi ogrodami. Ja urządziłem w nim galerię i założyłem bardzo piękny gabinet fizyczny. Mieliśmy bogato wyposażoną bibliotekę. Kilku uczonych prowadziło w naszym ustroniu dyskusje filozoficzne. Przez całe dwa lata gościliśmy słynnego Koeniga, który w chwili śmierci był profesorem w Hadze i bibliotekarzem księżnej Orleańskiej. Maupertuis przybył razem z Jeanem Bernouillim(...)
        Panią du Chatelet uczyłem angielskiego. Po trzech miesiącach znała go równie dobrze jak ja i czytała z jednakową łatwością Locke'a, Newtona i Pope'a. Równie szybko nauczyła się włoskiego. (...)
Długo nasza uwaga skupiała się na Leibnitzu i Newtonie. Pani du Chatelet zajęła sie najpierw Leibnitzem i rozwinęła część jego systemu w bardzo dobrze napisanej książce pt. "Institutions de physique". Nie starała się bynajmniej upiększać tej filozofii obcymi jej ornamentami; zmanierowanie obce było jej męskiej naturze (sic!) i naturalnemu usposobieniu. Jasność, precyzja i elegancja znamionowały jej styl. Jesli kiedykolwiek udało sie żywić idee Leibnitza, to stało się w tej właśnie książce (...)
       Z natury dociekająca prawdy pani du Chatelet, porzuciła wkrótce wszystkie systemy i zajęła sie odkryciami wielkiego Newtona. Przełożyła na francuski całe "Principia Mathematica" i gdy potem pogłębiała swoją wiedzę  dodała do tego dzieła, które tak mało ludzi rozumie, komentarz algebraiczny równie nieprzystępny dla przeciętnego czytelnika. Pan Clairaut, jeden z najlepszych naszych matematyków, dokładnie przejrzał ów komentarz  Rozpoczęto jego edycję; gdyby jej nie ukończono, przyniosłoby to ujmę naszemu wiekowi.
Voltaire Pamiętniki str. 17 Warszawa 1994


Portret pani du Chatellet z okresu spędzonego z Voltairem


Portret nastoletniej pani du Chatellet autorstwa Largilliere'a


Gabinet fizyczny, który Voltaire urządził dla pani du Chatellet.

       Voltaire rozpływa się w swoim pamiętniku nad wielkimi osiągnięciami swojej kochanki i uczennicy, a mimo to, skoro już pochwalił jej umysł – określił go jako męski. Uczynił to nawet mimo faktu, że przyzwyczajony był obcować z wykształconymi damami i mimo swoich arcy liberalnych poglądów jak ona owe czasy. Skupmy sie jednak jeszcze przez chwilę na pani du Chatelet, której zasługi są rzeczywiście ogromne, a wspomniane opracowania dzieł fizycznych i matematycznych – do dziś aktualne i cenione. Jej fascynacje zaczęły się już we wczesnej młodości o czym świadczy najpiękniejszy jej portret autorstwa Nicolasa Largilliere'a, na którym markiza ma lat kilkanaście, jest ubrana w luźny negliż i spogląda w górę, jej lewa ręka spoczywa na globusie, a w prawej trzyma cyrkiel. Ten portret różni sie od innych wizerunków młodziutkich dam tej samej epoki i przedstawia kobietę uczoną. Od tej pory markiza zawsze portretowała sie cyrklem – symbolem nauk ścisłych. Na niektórych obrazach pani du Chatelet występuje na tle biblioteki, lub modelu astronomicznego, pochyla się nad książkami i kartonami zapisanymi notatkami matematycznymi, ale zawsze towarzyszy jej ten nieodłączny rekwizyt. Wizerunek kobiety z cyrklem i to już na początku XVIII wieku, wyraźnie przełamał stereotyp obrazowania kobiety w ówczesnej ikonografii.
       Kolejną ciekawą postacią była Maria Sibylla Merian – Niemka holenderskiego pochodzenia, która zajmowała entomologią na poziomie wcześniej nie znanym. Na przełomie XVII i XVIII wieku, urządziła pierwszą w historii ekspedycję naukową do dżungli brazylijskiej, dokąd wyruszyła ze swoją córką. Prowadziła tam badania nad egzotycznymi owadami i ich cyklem rozwojowym, oraz zajmowała sie botaniką egzotycznych roślin. Jej badania wiele wniosły do ówczesnej entomologii, ponieważ były prowadzone z rzadkim jak na tamte czasy profesjonalizmem. Dokumentacja była szczegółowa, a wnioski uargumentowane doświadczeniem empirycznym. Oprócz tego Maria Sibylla Merian, miała za sobą również klasyczne wychowanie salonowe, tak więc potrafiła pięknie rysować i malować. Sama stworzyła wspaniale ilustrowany katalog roślin i owadów egzotycznych, który do dziś zachwyca swoim poziomem artystycznym. W tamtych czasach jej rysunki miały niemały wpływ na wzornictwo tkanin – zwłaszcza angielskich, ponieważ dostarczyły nowych wzorców i inspiracji desenistom zainteresowanym botaniką.



         W I połowie XVIII wieku, w angielskich manufakturach jedwabnych w Spitalfields pracowała kolejna kobieta o wielkich zdolnościach. Była to Anna Maria Grthwaite – niezwykle płodna i ciekawa desenistka, pracująca w zawodzie zdecydowanie zdominowanym przez mężczyzn. Mimo to, jej prace przetrwały w olbrzymiej liczbie – zwłaszcza w zbiorach V&A i są obecnie bardzo cenione i rozpoznawalne. Anna Maria była nie tylko grafikiem i projektantką, ale również botanikiem, oraz teoretykiem sztuki. Miała wkład w słynne dzieło Hogarta pt. Analysis of beauty.


Rodzaje linii giętych - ilustracja z Analysis of beauty. Linia gięta była podstawa ornamentu rokokowego i kompozycji w sztuce tego okresu. Kompozycje serpentynowe były zasadą projektowania Anny Marii Garthwaite.

       Przy okazji rozważań na temat wykształcenia kobiet w omawianych epokach, nie można pominąć również Laury Bassi, która jest zarówno przykładem wybitnego umysłu, jak i zmagań z ograniczeniami społecznymi jakie dotykały te przedstawicielki płci pięknej, które decydowały się na bardziej niekonwencjonalną karierę. W czasach gdy niechętnie zapoznawano kobiety z naukami ścisłymi, a drzwi uczelni były dla nich zamknięte, Laura Bassi została pierwszym w historii profesorem – kobietą. Jej pasja zaczęła się już w dzieciństwie kiedy zaprzyjaźniony lekarz rodzinny – Gaetano Tacconi, dostrzegł jej talent i potajemnie przekazywał jej swoją wiedzę w dziedzinie matematyki, fizyki i medycyny. Gdy uznał, że jego uczennica zrobiła duże postępy, zaprowadził ją na debatę naukową, która niezwykle przypadła Laurze do gustu i od tej pory została stałą bywalczynią podobnych sesji. To tam, dzięki swoim trafnym spostrzeżeniom, wiedzy i argumentacji zyskała rozgłos i uznanie. Jej sława była tak ogromna, że w wieku zaledwie 21 lat otrzymała tytuł profesora anatomii na uniwersytecie w Bolonii. Stanowisko to objęła w 1732 roku i było to wydarzenie absolutnie bezprecedensowe. Jednak na tym nie koniec, ponieważ wkrótce Laura Bassi objęła również profesurę w dziedzinie filozofii i fizyki. Te trzy tytuły, które otrzymała honorowo dzięki swej wiedzy, wzbogaciła następnie o tytuł doktora nauk, który obroniła w wyniku wielu egzaminów. Wydawać by się mogło że te zaszczyty i podziw jaki wzbudzała, całkowicie wystarczyły, by bez przeszkód mogła uczestniczyć w naukowym życiu Bolonii. Nic bardziej mylnego. Uznano bowiem, że kobieta publicznie wykładająca, lub nauczając mężczyzn na uznanej uczelni stanowi skandaliczny obraz. Bardzo rzadko dopuszczano ją więc do głosu, a swoich studentów zmuszona była przyjmować w prywatnym laboratorium, nie zaś na terenie uniwersytetu.

Portret Laury Bassi.

         Na zakończenie pragnę przytoczyć jeszcze jedną postać – słynną hrabinę de Genlis – kobietę uczoną i uczącą, moralistkę, pisarkę, pedagoga i znawczynię kultury. Była ceniona nawet po Rewolucji Francuskiej i to właśnie do niej zwrócił się Napoleon Bonaparte z prośba by została jego konsultantką w sprawie odbudowy etykiety i ceremoniału dworskiego. W wyniku tej współpracy powstało słynne dzieło hrabiny pt Słownik etykiety dworskiej. Ale długo przed Napoleonem i rewolucją, prowadziła już intensywną działalność na wielu polach. Należała do elit i miała arbitralny tytuł damy dworu królowej Marii Antoniny. Jednak to jej dokonania w dziedzinie pedagogiki dziecięcej zasługują na specjalną uwagę. Została ona bowiem poproszona przez książąt Orleańskich o nauczanie ich dzieci: księcia de Chartres – przyszłego króla Ludwika Filipa, oraz jego siostrę księżniczkę d'Orlean. Do grupy uczniów należała również starsza córka hrabiny, oraz niejaka Pamela (nazwana tak na cześc bohaterki modnej powieści Pamela, czyli cnota wynagrodzona Richardsona) – dziewczynka sprowadzona z Anglii, która pełniła role towarzysza zabaw i lektora języka angielskiego. Pierwszą nowością, którą zaprowadziła hrabina, było całkowite równouprawnienie; tzn. że uczyła zawsze całą grupę dzieci na raz i mały książę otrzymał takie samo wykształcenie jak dziewczęta. Poza tym pani de Genlis stosowała nowatorskie metody nauczania zgodne z postulatami i filozofią II połowy XVIII wieku (zwłaszcza filozofią Rousseau). Dzieci nie musiały uczyć się na pamięć obszernych tekstów pod karą rózgi jak to bywało w zwyczaju, lecz poznawały świat empirycznie i poprzez zabawę. Przebywały dużo na świeżym powietrzu, zażywały ruchu i uczyły się poprzez rozmaite doświadczenia. Np. Wyprawy na łąkę połączone były z nauka o ziołach i kwiatach, w efekcie czego uczniowie tworzyli zielniki, oraz poznawali świat owadów. Hrabina stworzyła dla nich dobrze wyposażony gabinet historii naturalnej. Zabierała ich również na wyprawy do różnych warsztatów rzemieślniczych, gdzie poznawali procesy tworzenia przedmiotów użytkowych. Mali arystokraci uprawiali nawet własne ogródki z warzywami i zbożem. Ponad to, aby podnieść poziom wykształcenia, hrabina posiłkowała się dodatkowymi nauczycielami – specjalistami w różnych dziedzinach. O tym jak efektywna była to nauka świadczy najlepiej ustęp z jej pamiętnika, w którym opisuje wykształcenie swej starszej córki:

      Nadzwyczajna piekność mojej starszej córki, zadziwiające jak na jej wiek talenta i uroczy charakter, jako i ta okoliczność, że moje miejsce damy dworu, które ona miała otrzymać stało się wakującym i wreszcie pułk obiecany temu, którego poślubi, sprawiły że już teraz zaczęły sie o nią starać liczne osoby. Nie miałam najmniejszej ochoty wydawać ją za mąż w tak młodym wieku i przywiązywała dużą wagę do dokończenia jej edukacji. Nieźle już muzykowała; w zadziwiający sposób grała na klawesynie i przynajmniej tak samo dobrze na harfie, na której grać ją sama nauczyłam metodą – którą wymyśliłam – ćwiczenia oddzielnie obu rąk wprawkami zawierającymi kolejno wszystkie trudności. Rozpoczęłam, gdy miała lat dziewięć, a w wieku lat trzynastu grała na harfie bardzo pięknie, wykonując najtrudniejsze utwory na klawesyn. Rysowała portrety w sposób uroczy i podług natury; w niedługo potem malowała doskonale we wszystkich rodzajach: w miniaturze i w oleju. Nie widziałam, żeby ktoś tańczył równie jak ona przystojnie.

        Prócz tych talentów przyjemnych i wykwintnych posiadała duże wykształcenie i solidnośc umysłu; później studiowała chemię i wykonując różne eksperymenta, odkryła pewna sól, którą nazwano jej imieniem.

Stephanie Felicite de Genlis Pamiętniki str. 225 Warszawa 1985

        Pod koniec cytatu celowo zrobiłam odstęp, którego pierwotnie nie było w cytowanym fragmencie. Mamy tu bowiem tekst wyraźnie podzielony na dwie części: w pierwszej hrabina rozpływa się nad umiejętnościami córki, które określa mianem wykwintnych, a które były częścią pożądanego wykształcenia każdej panny z dobrego domu; w drugiej części natomiast znacznie bardziej lakonicznie, co widac nawet po objętości tekstu, autorka wspomina o wielkim osiągnięciu naukowym swej córki. Jest to prawdziwy paradoks, który jak sądzę wynika z połączenia mentalności w jakiej dorastała hrabina, z jej nowoczesnym podejściem i otwartym umysłem. Z pewnością jednak ceniła sobie bardzo odkrycia córki i ją podziwiała, lecz sama byc może wiele wiedziała w tej dziedzinie. Jak się domyślam, autorka pamiętnika wyznawała ideał salonowy, którego twórczynią była markiza de Rambouillet, a który już wcześniej naszkicowałam. Według tego ideału, piękna kobieta, powinna pomnażać swe piękno, roztaczając je wokół siebie za pomocą muzyki, sztuki, uprzyjemnienia życia. Taki jest więc prawdziwy ideał wychowania kobiet w XVII i XVIII wieku – opierający się na estetyce i pragnieniu doskonałości przypisanym ich płci. Jeżeli nawet któraś z pań zdradzała pasję do nauk ścisłych, pozwalano jej w końcu realizować te zainteresowania. Lecz nawet gdy osiągała sukcesy, uważano że mniej jest jej do twarzy z cyrklem, niż z klawesynem.


KONIEC


11 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję ciekawego i interesującego tekstu. Pozwolę jednak sobie na kilka słów bo nie z każdą też się mogę zgodzić.
    1. Tekst dotyczyć miał sytuacji kobiet w Europie, jak rozumiem? Jednak dla mnie z tekstu wynika, że skupiła się pani tylko na sytuacji we Francji, ( jak przypuszczam interesuje Panią Wersal oraz jego kultura). Inna sytuacja była we Włoszech, w Niemczech czy w Polsce.
    2. Nie mogę się też zgodzić z tym, że Renesans spowodował, że kobiety nie mogły się rozwijać naukowo ani artystycznie. Akurat przykład włoskich kobiet jest tutaj chyba najodpowiedniejszy. Warto wspomnieć jakie oburzenie wywołało wśród panów możnowładców chęć Bony aby rządzić razem z mężem. Oburzenie też ukazywał Frycz Modrzewski piętnując postulaty Castiglione w jego słynnej Il Cortegiano. Nazwiska słynnych kobiet malarek, kompozytorek i poetek, też przecież nie można negować.
    3. Taniec był umiejętnością wielce pożądaną, jeśli chciało się robić karierę, czy to na dworze czy w wojsku. Uczono i dziewczynki i chłopców. Taniec uważany był za rodzaj sportu a obok tańca oczywiście była nauka etykiety. W okresie o którym Pani pisze istniały trzy rodzaje tańców: taniec dworski, taniec teatralny oraz taniec towarzyski. Ten pierwszy związany był z etykietą i to ona dominowała, w drugim rodzaju, ważny był balet, który nie należał do "tańców spokojnych". I trzeci rodzaj w którym królował menuet, gigue, czy courant oraz kontredans i tańce które pojawiały się w przedstawieniach teatralnych a później ze względu na ich popularność tańczone były na salonach jak np słynna La Matelote.
    Cennym źródłem na ten temat jest praca G. Tauberta w zeszłym roku przełumaczona już na język angielski Rechstaffener Tanzmeister z 1717 roku.
    3. Brakuje mi tutaj pociągnięcia wątku kobiet polskich w tym także tych działających na terenach Prus Wschodnich jak chociażby działalność edukacyjna Luizy von Krockow.
    4. Brakuje mi tutaj też bibliografii i w związku z tym mam pytanie czy istnieje jakaś praca dotycząca życia A.M. Garthwaite?

    Dziękuje i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam raz jeszcze i dziękuję za szczegółowe komentarze, pozwolę sobie odpowiedzieć na nie używając Pani numeracji. Chciałabym jeszcze na wstępie odciąć się od komentarzy pana, który podpisuje się jako Ludwik August, oraz wieloma innymi imionami - nie chciałabym być z nim kojarzona, ani oceniana przez pryzmat jego wypowiedzi - nie mam z tą osobą nic wspólnego.
      1. Zajmuję się przede wszystkim kulturą Europy zachodniej, dlatego też mój wykład dotyczył tych rejonów. Ponieważ nie było to wystapienie na konferencji naukowej, tylko na nieformalnym festiwalu, uznałam że nie muszę na wstępie dokładnie określać ram geograficznych. natomiast wiadomo było jakie ramy czasowe będę brała pod uwagę, jak również przedstawiając się (czego nie zamieściłam w tekście na blogu) powiedziałam że specjalizuję się w XVIII wiecznej kulturze zachodu.
      W swoim wystąpieniu nie omawiałam jedynie Francji, chociaż oczywiście ten kraj brałam najbardziej pod uwagę. Nie wynika to z faktu, że jest to jak Pani ujęła "moje oczko w głowie", ponieważ to nie prawda. Lubię różne kraje, ale każdy pod innym względem i staram się oceniać to obiektywnie. Natomiast w moim wykładzie skupiłam się na ośrodkach kulturotwórczych, tych które wyznaczały trendy w wychowaniu i wykształceniu kobiet dla całej Europy i kolonii. Pod tym względem najważniejsza była Francja, której ceremoniał i kultura kopiowana była przez inne państwa. Na drugim miejscu jest Anglia, która zawsze starała się zachować kulturową niezależność od Francji. Jednak pod względem wychowania i wykształcenia kobiet sytuacja w tych państwach wyglądała podobnie. W pozostałej części Europy, starano się jedynie kopiować tamtejsze wzorce. Jak Pani rozumie, w ciągu trzech godzin wykładu trudno jest wyczerpać temat wychowania kobiet w XVII i XVIII wieku, nawet odnosząc się jedynie Francji i Anglii, dlatego nie było sensu omawiać tych krajów, które nie były w omawianym okresie kulturowymi hegemonami. W pracy magisterskiej czy doktoranckiej, warto się pokusić o omawianie niuansów rózniących sytuacje różnych krajów, ale nie w takim wykładzie. poza tym kultura Europejska charakteryzuje sie na szczescie pewnym uniwersalizmem.
      2. W tym punkcie ja i Pani mamy po prostu różne poglądy, które wynikają być może z rożnych bibliografii, czy zainteresowań. W związku z tym podejrzewam, że nie uda mi się Pani przekonać do mojego stanowiska, mogę je tylko spróbować obronić. Kultura renesansu nie należy do moich ulubionych, ale nie dlatego opisałam ją w tak negatywnym świetle. Natomiast z tego powodu nie zagłębiam się w nią na tyle, by wczytywać się w życiorysy konkretnych postaci wówczas żyjących (poza paroma wyjątkami). Pani jak widzę, potrafi wymienić kobiety, które mogłyby swoimi losami podważyć moje słowa - ja nie. Jednak epokę renesansu znam z szerszych opracowań dotyczących jej kultury, estetyki, życia codziennego itd. Wszystkie te teksty mówią jednogłośnie, jak nieprzyjazna kobietom atmosfera wówczas panowała i nigdy jeszcze nie spotkałam się z tekstem, który prezentowałby odmienne stanowisko. Mam tu na myśli teksty antropologiczne, oraz dotyczące historii sztuki, ubioru i życia codziennego. Trudno mi w tej chwili zarzucić Panią bibliografią, ale chociażby takie nazwiska jak Benedetta Craveri, Regine Pernoud, Andrzej Banach, Mary Laven, i rozmaite opracowania zbiorowe np. z serii Historia życia prywatnego, czy akademickie podreczniki do antropologii - to z pewnością sporo i wszyscy Ci autorzy i teksty prezentują takie stanowisko na temat renesansu które przedstawiłam. Tyle mogę powiedzieć od siebie, domyślając się, że pozostanie Pani przy swoich poglądach.

      Usuń
    2. 3.Nie rozumiem czemu napisała Pani te informacje o tańcu. W tym puncie nie ma żadnego komentarza do mojego tekstu, wymienia Pani tylko informacje o tancu historycznym i nie wiem w jakim celu. Chciałabym tylko zaznaczyć, że taniec był jedynie pobocznym tematem mojego wystąpienia, że wykład dotyczył tylko wychowania kobiet, a nie kobiet i mężczyzn i że nie miałam zamiaru omawiać rodzajów tańca. Skupiłam się na antropologicznym znaczeniu tańca dworskiego - tylko na tym, niczego więcej w związku z tancem nie miałam zamiaru poruszać. Także proszę sprecyzować komentarz w pukcie 3, ponieważ nie wiem co on wnosi.
      3. (drugi punkt trzeci) -Oprócz tego co napisałam punkcie pierwszym odniosę się jeszcze do Polski i Prus:
      -Polska - To że jestem Polką i patriotką nie nakłada na mnie żadnego obowiązku żeby opisywać sytuację w Polsce, kiedy nie ma to sensu. Po pierwsze specjalizuję się z kulturze zachodnio - europejskiej i ją opisuję w wykładach i tekstach. Po drugie w Polsce nie wykształciła sie oryginalna kultura kobieca ze względu na zupełnie inne warunki jakie tu panowały. Przecież Pani to wie. Wszystko co sie tu działo w tej materii, było kalką z zachodu. Zatem omawiam to co oryginalne - ośrodki kulturotwórcze, a nie ich kopie na prowincji. O Polsce można pisać w kontekście sarmatyzmu, strojów narodowych, pasów kontuszowych, szabli i fechtunku polskiego, husarii, obrzędów pogrzebowych, portretów trumiennych, architektury grobowej, pierwszej europejskiej konstytucji i innych oszałamiających osiągnięciach politycznych i wojennych - to są tematy w których Polska wypowiedziała się w sposób oryginalny; ale na pewno nie w związku z wykształceniem kobiet.
      4. Tu jest Pani niesprawiedliwa - kluczowa bibliografia jest podana - pod cytatami. Znowu przypominam, że to nie praca magisterka, gdzie wymagana jest drobiazgowa bibliografia. Pani również jak sie domyślam ma w głowie tysiące faktów i wielka wiedzę, której można przyporządkować obszerną bibliografię - tak się robi w pisemnych pracach naukowych. W wystąpieniu dla laików na festiwalu progesteron - dojrzewania róż, wystarczy że podam bibliografie do cytatów. Jeżeli zaś chodzi o A M Garthwaite, to faktycznie nie przypominam sobie żadnej jej biografii, ja w każdym razie takiej nie czytałam, ale osoba ta jest wymieniana w każdym opracowaniu tkanin XVIII -to wiecznych - mam tu na myśli artykuły, katalogi, książki, oraz artykuły online biuletynów V&A i tamtejszych opracowań zbiorów. Z tych wszystkich tekstów dłuższych i krótszych można wyczytać sporo informacji na temat Gartwaite, również biograficznych.

      Ja również dziękuję i zapraszam do dalszej wymiany myśli
      Pozdrawiam Serdecznie
      Anna Nurzyńska

      Usuń
    3. p.s. : punkt 3. - zapomniałam o Prusach
      Znowu, oprócz tego co napisałam w pkt 1., mogę dodać, że sytuację w Prusach znam głównie z pamiętnika Voltaire i z pamiętnika margrabiny von Bayreuth. Wynika z nich jednoznacznie, że kobiety były tam traktowane bez porównania mniej liberalnie niż na zachodzie, nawet na dworze pełniły pośrednią funkcję i nie dopuszczano ich do stołu królewskiego nad czym Voltaire niejednokrotnie ubolewał podając to jako powód złych manier wielu dworzan, oraz zacofania pod względem mody i estetyki. Kobiety z najwyższych warstw społecznych miały wykształcenie salonowe wzorowane na francuskim. Te informacje nic nie wnoszą do tematu i nie było sensu podejmować wątku pruskiego w czasie wykładu

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zgodzę się z tym, widocznie nie zna Pan najnowszych badań w tej dziedzinie. Jako ktoś to nazywa siebie wykładowcą autorka powinna przebadać wszystkie aspekty nie tylko te które są "oczkiem w głowie". Włochy jak i Anglia, także miały wiele do powiedzenia w kwestii obyczaju jak i ubioru. Nie interesuje mnie też adorowanie wykładowczyni tylko jej merytoryczne podejście do tematu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Pani, dziękuję za konstruktywne komentarze, których brakuje na tym blogu, oraz bardzo mi miło, że przebrnęła Pani przez ten długi tekst. Ponieważ jednak Pani komentarz wymaga rozbudowanej odpowiedzi zajmę się tym po świętach, teraz nie mam czasu. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. Jeszcze chciałabym dodać już teraz że nie zajmuje się jedynie kulturą Francji i nie wiem skąd ten pomysł...

      Usuń
    3. Chciałabym odnieść się jeszcze do stwierdzenia, które mnie zaniepokoiło: "Jako ktoś to nazywa siebie wykładowcą autorka powinna przebadać wszystkie aspekty nie tylko te które są "oczkiem w głowie". - Otóż nie zgadzam się z tym, oczywiście staram się pogłębiać swoja wiedzę ( robią to każdego dnia) tak bardzo jak to tylko możliwe, jednak jest niemożliwe żeby zbadać wszystkie aspekty i poznac wszystkie źródła. Osobiście nie znam takie naukowca i myślę że takich nie ma. Do wiedzy każdego badacza może wnieść coś nowego - inny badacz. natomiast każdy prezentuje swoje stanowisko i efekt swoich dociekań nie uważając siebie zarazem za alfę i omegę.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń