sobota, 21 kwietnia 2012

Holenderskie tkaniny bizarre

Podobnie jak Anglia, Holandia należała do Zjednoczonej Kampanii Wschodnioindyjskiej i prowadziła intesywny import towarów dalekowschodnich do Europy wśród których były: porcelana błękitno - niebieska i z rysunkiem kolorowym, tkaniny, przedmioty z laki i meble, banyany, orz inne stroje, wachlarze i akcesoria, rysunki itd. W związku z tym również tam faza egzotyczna była najpopularniejsza, ale przybrała nieco inny charakter, bardzo oryginalny. 
Holandia była zawsze z racji położenia geograficznego, ale też kulturowo, nieco na uboczu w stosunku do zachodu Europy, toteż mniej przejmowano się tam dynamicznie zmieniającą się modą i wiernie kultywowano swój styl. Stąd w holenderskim wzornictwie faza egzotyczna trwała właściwie niezmiennie przez cały okres mody na jedwabie bizarre, ponad to wciąż produkowano tam tkaniny nawiązujące do tego stylu, aż do początku lat 40' XVIII wieku. A więc trwało to tam aż o 20 lat dłużej niż średnio w innych krajach Europy. Przy czym faza abstrakcyjna funkcjonowała równorzędnie z egzotyczną i szybko zanikła. Nie spotkałam się z przykładem stylu luxoriant wśród obiektów uznanych za holenderskie. 
Najsłynniejsze holenderskie manufaktury znajdowały się w Amsterdamie, a największą sławę zdobył warsztat tkaczy niemieckiego pochodzenia - rodziny Roetersów. Ich firma rozwinęła się z małej działalności kupieckiej, w potężną manufakturę wysokiej jakości jedwabi, która upadła w 1791 roku, jak wiele innych z powodu gwałtownie malejącego popytu na jedwabie, spowodowanego modą na bawełnę i płótno. Działali więc około stu lat i chociaż nie znamy dziś żadnych amsterdamskich desenistów, do z całą pewnością, najlepsi z nich pracowali dla rodziny Roetersów.
Tkaniny holenderskie odróżniają się od innych zachodnioeuropejskich już na pierwszy rzut oka. Utrzymane są często w ciemnej kolorystyce - ciemne zielenie, turkusy, brązy, granaty. Poza tym tematem przewodnim w ornamentyce często są same wyprawy Kampanii Wschodnioindyjskiej. Na tkaninach holenderskich widnieją statki i łódki z marynarzami zarówno europejskie, jak wschodnie. Prócz tego wyspy, elementy krajobrazu, oraz chińska porcelana przedstawiona bardzo realistycznie, czego w ogóle nie spotyka się w wyrobach innych krajów. 
Miało to związek nie tylko z łatwym dostępem tamtejszych artystów do świeżo importowanego wzornictwa z dalekiej Azji, ale również z bardzo ważną publikacją niejakiego Johana Nieuhofa. Był to holenderski marynarz, podróżnik i przede wszystkim rysownik, który uczestniczył w pierwszej wyprawie Kampanii Wschodnioindyjskiej do Chin w połowie XVII wieku (1655r.), która trwała dwa lata. W tym czasie Nieuhof wykonał 150 plansz z rycinami przedstawiającymi: widoki miasta, wyodrębnioną architekturę,  pejzaże, bankiety z chińskimi dostojnikami, codzienne sceny, typowe ubiory różnych klas społecznych w Chinach, oraz rośliny i zwierzęta. Plansze wraz z komentarzami autora zostały wydane 10 lat później w Amsterdamie, a w następnych latach przetłumaczone na inne języki i wydane w innych krajach. Można powiedzieć, że był to siedemnastowieczny bestseller, całkowity sukces wydawniczy, który nakłonił jeszcze kilku autorów do wydania podobnych opracowań, ale z wykorzystaniem tych samych plansz Nieuhofa. Wielki sukces wyniakał przede wszystkim z tego, że były to pierwsze w historii przedstawiania prawdziwych Chin, sporządzone przez naocznego obserwatora. Do tej pory, Europejczycy jedynie wymyślali sobie jak wygląda życie w tym odległym kraju, jaka jest tam architektura, obyczajowość i stroje. Za jedyne źródła wiedzy służyły im tylko plotki, oraz importowane przez pośredników towary, które jak wiadomo przedstawiały zawsze część chińskiej codzienności. Tak więc plansze Nieuhofa przyczyniły się do pogłębienia wiedzy na temat Chin, oraz wpłynęły bardzo inspirująco na desenistów. Jeszcze przez narodzinami stylu bizarre, na tkaninach w dekoracji wnętrz w całej Europie pojawiała się słynna pagoda, czy świątynia Mazu, oraz inne elementy skopiowane dosłownie z plansz Nieuhofa. Podobnie desniści z początku XVIII wieku w Amsterdamie, chętniej przedstawiali realistyczne kopie elementów z tych plansz, albo oryginalnych tkanin i sztuki Chińskiej i Japońskiej, w swobodnych zestawieniach, ułożonych w kompozycjach o wybitnie Chińskim i Japońskim charakterze.
Późny przykład holenderskiej tkaniny kontynuującej styl bizarre w kolekcji Abegg Stifftung lata 30'. Ciemne tło jedwabne tworzy ocean po którym żeglują broszowane statki o wyglądzie dalekowschodnim. Pomiędzy nimi znajdują się wyspy w kształcie inspirowanym porcelanowymi wazami, oplecione dziwacznymi roślinami i z dodatkowym ornamentem we wnętrzu.

Oliwkowy atłas w stylu pierwszej fazy bizarre, ale nieco późniejszy patrząc na datę powstania. Kompozycja na oliwkowym atłasie jest rozmieszczona w horyzontalnych pasach zaczerpniętych z tkanin Japońskich i Chińskich. Wśród motywów można rozpoznać tu chińskie łódki i rydwany, rośliny i elementy architektury ogrodowej: pawilony orientalne i stawy z mostkami.


Istnieje niewielka grupa zachowanych tkanin pochodzenia holenderskiego, a znajdujących się w zbiorach muzealnych całego świata, które opatrzone są intrygującymi sygnaturami. Pracownie tkackie bardzo często sygnowały swoje wyroby - np. jest to bardzo typowe w pasach kontuszowych, zwłaszcza tych wyprodukowanych w Polsce. Holenderskie inskrypcje miały jednak zupełnie inne zadanie. Zamiast wskazywać na to, że zostały wyprodukowane w Amsterdamie, miały raczej zmylić klienta, że są częścią nielegalnego importu z dalekiego wschodu. Tkane sygnatury przedstawiają bowiem litery chińskie, źle przepisane, lub w bezsensownych układach, albo też kompletnie wymyślone. Ponieważ nikt w tamtych czasach nie znał języka chińskiego, tkacze dowolnie czerpali z liter zauważonych na importowanych produktach i nie musieli obawiać się, że ktoś ich przyłapie na oszustwie. Ponieważ tematyka i kompozycja jedwabi bizarre, zwłaszcza fazy egzotycznej była tak ściśle powiązana z oryginalnymi wyrobami Chin i Japonii, nikt nawet nie domyślił się, że padł ofiarą oszustwa. Oprócz pseudo chińskich inskrypcji pojawiały się też inne, o wiele bardziej zagadkowe, z wytkanych znaków, przypominających zatarte litery. Historycy domyślają się, że były one zainspirowane stemplami, jakimi hinduskie manufaktury oznaczały swoje bawełny na eksport. Stemple były często bardzo zniszczone od częstego użycia, a napisy na nich zmazane i wybrakowane. Wobec tego bardzo ciekawy jest fakt, że takie zniszczone odbicia, holenderscy tkacze przenosili na swoje tkaniny metodą tkacką. Wyglądało to zupełnie bez sensu, ale musiało sie sprawdzać, skoro z całą pewnością uprawiali ten proceder aż do wygaśnięcia mody na wzornictwo egzotyczne, czyli w ich wypadku do lat 40' XVIII wieku. 
Takie zabiegi pozwalały rzecz jasna znacznie podwyższać cenę amsterdamskich jedwabi orientalizujących. Tamtejsi tkacze mieli na to jeszcze jeden sposób. Również z powodu oddalenie Holandii do krajów zachodnich, nie obowiązywało tam wiele zakazów i między narodowych regulacji produkcyjno - handlowych. Jednym takich ograniczeń były odgórne limity szerokości brytów. We Francji, Włoszech, Anglii, woln o było produkować tylko tkaniny jedwabne o szerokości brytu pomiędzy 40cm a 60 - 65cm (dzisiaj jest to 140-145cm, lub nawet 3 metry szerokości w przypadku tkanin przemysłowych). W tym samym czasie w Chinach produkowano jedwabie o szerokości 70cm do 80cm. Dlatego od razu można było odróżnić produkt krajowy od importowanego. W Holandii tego typu ograniczenia nie obowiązywały, to też często by oszukać klienta, oprócz fałszywych sygnatur, stosowano też większe szerokości - zwykle 75cm.
 Tkanina holenderska z kompozycją w stylu japońskim i z karpiami skopiowanymi z japońskiej sztuki. Na ich grzbietach opierają się koralowce w których wyrastają makówki. Oprócz tego występują rzędy otwartych książek - wzorników kwiatowych z opisami wykonanymi chińskich, lub pseudo chińskim pismem. 
 Jest to jedyny znany mi przykład przedstawienia na tkaninie ryb w nieprzestylizowany sposób i jakby był to przekrój przez akwarium lub wodę w oceanie. Bardzo ciekawy, odważny pomysł, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie jak duże były to motywy.
 Szkoda, że na tak małym zdjęciu niewiele widać, ale jest to bardzo ciekawa kompozycja, w której dominują wielkie rokaje, pełniące funkcję surrealistycznej architektury ogrodowej. Wewnątrz nich, czy na nich, odpoczywają Chińczycy ze swoimi charakterystycznymi parasolami. Są to już co prawda lata 30' i występuje tu dojrzała wersja ornamentu rokajowego, jak również technika realistycznego cieniowania, ale wciąż ta kompozycja silnie czerpie z tradycji holenderskiego bizaru pierwszej fazy.
 Kolejna tkanina w tym samym stylu i z tego samego okresu, teraz jednak dominującym wzorem są wazy z chińskiej porcelany ustawione na rokajowych palmetach.
 Chińska porcelana i parasole ustawione na wyspach roślinnych w stylu orientalnym
 Ten fragment tkaniny w stylu pierwszej fazy egzotycznej zaprojektowany jest w taki sposób, że równie dobrze mógłby być angielski. Wszystkie motywy bardzo swobodnie są skopiowane z daleko wschodniej sztuki i połączone w surrealistyczny sposób przy zaburzonych proporcjach.

 faza abstrakcyjna holandia w zbiorach MFA
 Faza abstrakcyjna Holandia w zbiorach MFA
 lata 30' w zbiorach MFA motywy podróży - statki europejskie i wschodnie, oraz łódki, postaci europejskie i Chińczycy, wyspy, japońskie sosny, palmy, pagody, małpy, węże, egzotyczna flora i fauna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz